Zerwałem się z ławki na której siedziałem, o mało co nie zaliczając spotkania twarz-deski. Szybkim krokiem wyszedłem z terenu lodowiska, i będąc przy bramie, oczywiście drugi raz w tym tygodniu ktoś musiał na mnie wpaść. To chyba będzie moja codzienna rutyna. Blond czupryna odbiła się ode mnie, zataczając w miejscu. Dziewczyna przyłożyła wierzch dłoni do czoła, sycząc coś pod nosem. Kolejny wonsz w tych okolicach. Ta przynajmniej nie ma patyka.
- P-przepraszam, nie zauważyłam... – mruknęła, spoglądając na mnie. Momentalnie spięła się, robiąc krok do tyłu. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, zawieszając się na moich butach. Nie chciała patrzeć na moją twarz. BOŻE MAM SYFA PRAWDA
- Aż taki straszny jestem, co? – warknąłem, poprawiając bluzę. Chwila, w ogóle mam telefon? Nie wiadomo, ile udawałem menela – Uważaj jak leziesz kretynko, tym bardziej mnie teraz omijaj – dodałem, wymijając dziewczynę. Nie odezwała się nawet słowem. I dobrze w sumie.
Wszedłem na chodnik, i przechodząc koło jakiegoś samochodu, zostałem brutalnie zaatakowany otwierającymi się drzwiami. Sekundę później poczułem, jak ktoś łapie moją fantastyczną osobę za ramię. Jakaś łapa mnie maca, tak się nie robi Zachariaszowi, po prostu nie. Przede mną stał jakiś koleś z białymi włosami i miną wkurzonego kota.
- Stary, czego mi siostrę zaczepiasz, co? – warknął, zaciskając palce mocniej. Wbijał mi się w skórę, to niefajne – Jeszcze od kretynek ją wyzywasz? – dlaczego on musi być wyższy ode mnie?
- Wo wo wo, bez nerwów koleś, przecież nic nie zrobiłem – szarpnąłem się, ale ten wczepił się jeszcze bardziej – Daj mi spokój, Jezu. Odpierdol się i nigdy nie wracaj – syknąłem.
- No proszę, jaki pyskaty – wyszczerzył się, zbliżając swoją twarz do mojej. Halo życie.
- Leon! Przestań! – rozległ się krzyk. Odwróciłem głowę, a ten wrzask należał do tamtej blondynki – Nie rób mu krzywdy, na razie. Nie chcesz mieć chyba rudego na sumieniu, co? – ja przepraszam bardzo, ale to było niemiłe.
Chłopak westchnął, przenosząc swoją uwagę na niższą. Puściła mu dziwnie spojrzenie, przez co biały mnie puścił. Odskoczyłem do tyłu, opierając się na otwartych drzwiach auta.
- W ramach rekompensaty musi pójść ze mną na lodowisko. I zapłacić za łyżwy – przecież ja nic do cholery nie zrobiłem, nooo! – Także, możesz już iść, Leosiu – puściła mu lekki uśmiech. Mniemany napastnik prychnął, odwzajemniając gest. Wsiadł z powrotem do swojego wozu, salutując zza szyby. I tak najnormalniej w świecie odjechał z piskiem opon do kompletu.
Co to do kuźny nędzy miało być.
- Jeżeli nie chcesz, to nie musisz. Podziękowania też są zbędne – odezwała się cicho.
< Renee? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz