- Widzisz, już jestem - zaśmiałem się i wpakowałem się na swoje standardowe miejsce. - Było się tak sprzeciwiać? - zapytałem i wyciągnąłem klucz od pokoju z kieszeni. - Załatwiłem nam taki, by jak najmniej kojarzył ci się z wodą. Na miejsce powinniśmy dotrzeć jutro wieczorem. Czarna magia tego miejsca - dodałem pod nosem i położyłem klucz w jego dłoni. Westchnąłem cicho i zjechałem na podłogę, po wyprostowanych nogach chłopaka i podreptałem w stronę pokoi, przy okazji zgarniając nasze rzeczy. Stanąłem przy drewnianych drzwiach i obejrzałem się za siebie, by ocenić obecną sytuacje. Ku mojemu zdziwieniu Cole bez wahania poszedł za mną i otwierał właśnie wrota. Uśmiechnąłem się dumnie i puszczając rzeczy, oplotłem jego szyję rękoma po czym złączyłem nasze usta. Zachichotałem cicho i odsunąłem się, z wyczuwalnymi "migotającymi" od szczęścia oczami. - Nie było tak źle, prawda? Robisz postępy! Jestem taki dumny - wymamrotałem i przykleiłem się do jego piersi. Kim bym był, gdyby nie ten facet? Prawdopodobnie samotnym i sukowatym człowiekiem, który nie miałby co ze sobą zrobić. Jestem wdzięczny, że go spotkałem. Po kilku sekundach odsunąłem się od niego i przeszedłem przez próg, od razu rzucając się na łóżko. Przytuliłem do siebie wielką poduchę i bez przeszkód zasnąłem ignorując cały świat.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz