-Złość piękności szkodzi - Cole zaśmiał się cicho. Wkurzony posłałem mu piorunujące spojrzenie, powstrzymując się od strzelenia mu z liścia.
- Czy ty możesz pomyśleć o sobie? - warknąłem. - Powoduję u ciebie jakieś powalone koszmary i nie mogę tego nawet kontrolować. Kiedy próbuję cię obudzić, ty nie reagujesz, jakby ktoś cię zamordował, tylko drgasz jak człowiek z padaczką. Budzisz się bez wyjaśnienia, by do jasnej cholery zachowujesz się jak gdyby nigdy nic! - krzyknąłem i zacząłem liczyć od stu w dół, by się uspokoić. Jednak to wszystko na nic. Jęknąłem z bezradności i zgarnąłem wchodzącego właśnie do pokoju kota. - Wracam do domu, puki nie nauczę się kontrolować tego gówna - warknąłem i tak po prostu wyszedłem, zapominając o torbie z własnymi rzeczami. Nie będę żył pod jednym dachem z osobą, którą kocham i jednocześnie mogę zabić, kontrolując jego własne czyny jeśli bym chciał. Nie zdałem sobie nawet sprawy kiedy stałem na własnym korytarzu z białym futrzakiem kręcącym się pomiędzy moimi nogami. Załamany osunąłem się w dół po zamkniętych drzwiach. Więcej nie hamowałem wodospadu łez bezradności, tylko objąłem nogi ramionami i wyliczałem swoje życiowe błędy tuż przy drzwiach wejściowych.
<Cole? Drama time>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz