22.11.16

Od Celaeny - Cd. Nathaniela

   Ocknęłam się w wilgotnym, chłodnym pomieszczeniu. Przede mną były tylko kraty, a za mną - zimna, kamienna ściana. Nogi były ze sobą skute; Podobnie ręce. Łańcuch z oków przyczepiony był wcześniej wspomnianej ściany. Z sufitu ciekła woda, zbierająca się na podłodze. Później ciekła gdzieś w kierunku muru, i tam kończyła swoją wędrówkę. 
   Oparłam obolałą głowę o chłodny kamień, czując lekką ulgę. W lochu panowała wręcz namacalna ciemność, dzięki czemu migrena nie była silniejsza. Wzdrygnęłam się, słysząc coś po swojej lewej. Natychmiast wytężyłam słuch, marszcząc lekki brwi. Przyprawiło mnie to o delikatny zawrót głowy, jednakowoż zignorowałam to. Prawie zeszłam na zawał, czując czyiś dotyk na ramieniu.
- Celi.. Żyjesz? – usłyszałam szept mojego towarzysza. On tu też był..?
- Tak.. – powiedziałam, a raczej wymruczałam. – Nie ruszaj się. – dodałam ciszej, gdy przypomniałam sobie, jak postrzelono go w okolicy mostka. Gdybym miała choć trochę więcej czasu, mogłabym użyć mocy.. Pokręciłam gwałtownie głową, nie dopuszczając do siebie tej myśli. Jęknęłam cicho, próbując wstać. Blizny na plecach zapłonęły tak ogromnym bólem, że usłyszałam szum swojej krwi w uszach.
- Cel? – zapytał cicho. Chwilowo go zignorowałam, przymykając lekko oczy. Szumienie ustało, ból również. 
- Trzeba cię opatrzyć. – zauważyłam, gdy mój wzrok dostatecznie przyzwyczaił się do ciemności. 
- Pierwsze wypadałoby stąd wyjść.. – odparł, z trudem opierając się o ścianę. Westchnęłam cicho, zastanawiając się nad tym, co teraz począć. Niby Vedali, a nie potrafi wyrwać się spod żelaznych okowów.. Choć.. Skupiłam się i wykrzesałam z siebie resztki energii, zmieniając postać na nadnaturalną. Włosy się wydłużyły i przybrały kolor krwistej czerwieni. Obfita suknia ustąpiła miejsca jasnej szacie, która nie ograniczała swobody ruchów. Jednak, co najważniejsze, kajdany pękły. Metal, który więził Obdarzonych prawie zawsze przegrywał w starciu z przemianą. Korzystając z tego, że Nathaniela nie krępowały żadne więzy, przykucnęłam przy nim i zerwałam kawałek materiału z ubrania. Był jednak dostatecznie duży, by opatrzyć ranę towarzysza.
- Nie mam ci tego czym odkazić.. – mruknęłam, trochę się pochylając. Poskutkowało to kolejną falą bólu głowy. Chłopak jedynie cicho syknął w odpowiedzi. Kolejny raz cicho westchnęłam i owinęłam dwa razy klatkę piersiową blondyna. Czym prędzej musieliśmy opuścić to miejsce. Jego rana mogła być śmiertelna. Podniosłam się gwałtownie, słysząc kroki, które odbijały się echem po kamiennym korytarzu. Towarzyszył temu tak silny ból głowy, że prawie straciłam równowagę. Korzystając z tego, że napastnik jeszcze nie zobaczył mnie w elfiej postaci, na powrót zmieniłam się w człowieka.
- Wilcze ziele zadziałało? – zapytał z kpiną, widząc krople potu spływające po moich skroniach.
- Trochę mi tu ciepło. – odparłam, wzruszając ramionami. Zauważyłam, że mężczyzna miał przy sobie klucze. Korzystając z tego, uśmiechnęłam się najbardziej słodko, jak tylko potrafiłam i spokojnym krokiem podeszłam do krat. Antagonista cofnął się trochę, jednak widząc udawaną niepewność na mojej twarzy, wrócił się. Chwyciłam go mocno za nadgarstki i z taką samą siłą pociągnęłam w swoją stronę. Uderzył o żelazne kraty tak, że z jego nosa popłynęła krew. Prychnęłam cicho i zerwałam z jego pasa klucz. Następnie puściłam swoją ofiarę i włożyłam zdobycz do dziury, lekko przekręcając. Pchnęłam kraty na tyle, na ile pozwalało mi ciało strażnika i wróciłam wgłąb lochu.
- Wychodzimy. – oznajmiłam, pomagając jasnowłosemu wstać. Kątem oka zerknęłam na jego ranę i zarzuciłam sobie jego ramię na kark. Mogłabym użyć mocy, by go uleczyć. Nie byłam jednak pewna, czy to by miało sens. Zasklepiłaby się, jednak nadal byłby słaby. Stracił dużo krwi, a ta się nie regeneruje przez Zmianę Przeznaczenia. A Dar Vendelli mógł się okazać dużo bardziej przydatny..

[ Nath? Pisałabym dalej, ale to by sensu nie miało xD ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz