25.3.17

Od Vivienne cd. Kamille

Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Szybko przeleciałam przez wszystkie kanały, aby znaleźć jeden odpowiedni, na którym leciała ciężka muzyka. Pogłośniłam trochę i ruszyłam do kuchni, gdzie krzątał się Snow. Akurat gdy stałam w progu, usłyszałam pytanie dziewczyny. Może gdyby wiedziała, że chłopak był przeciwny jej obecności tutaj, oraz to, że ogółem nie lubi towarzystwa innych, a tym bardziej w domu, może by nie zadała mu pytania. Lepiej! Nawet by się nie odezwała do niego, ale jednak to zrobiła. Widziałam jak niechętnie na nią patrzy, wiem, że chętnie by znalazł kogoś, kto by zapłacił za jej śmierć, ale ja na to mu nie pozwoliłam.
- Cierpliwość prowadzi do piekła – powiedziałam zamiast chłopaka, który wyjmował patelnię z szafki. Trzeba by coś zjeść, prawda?
Ustaliłam z nim, że wypuścimy ją jutro. Bynajmniej ja tak twierdziłam. Najpierw trzeba się dopytać, co dokładnie słyszała. Potem niezależnie od tego, czy mówi prawdę, czy kłamię, podać jej tabletki nasenne, chyba, że zaśnie z własnej woli, w co wątpię – w obcym domu? Następnie wniknąć w jej sny, sprawdzić dokładnie co widziałam i słyszała, a następnie skłamać, że to był sen. Potem jeśli będzie sprawiała jakieś kłopoty, zabijemy ją i tyle. W chwili obecnej nie chciałam wylewać krwi, ponieważ w jakiś sposób ją polubiłam, chociaż była bardzo głupią dziewczyną.
- Jeśli nie będziesz zadawać pytań, to zjesz kolację – powiedziałam wyjmując z lodówki jajka i mięso. Chłopak był świetnym kucharzem, nawet najzwyczajniejsza jajecznica wychodziła mu tak wspaniale, że czułbyś się jak w prawdziwej eleganckiej restauracji.
- Dziwne, ale jakoś mnie to nie przekonuje – mruknęła zakładając ręce na krzyż. Oparłam się o blat i spojrzałam kątem oka na chłopaka. W dłoni trzymał nóż, widziałam, jak wbija go mocno w deskę. Zapewne teraz sobie wyobraża, że ta kiełbasa to dziewczyna, którą właśnie kroi na plasterki. Uroczę.
- Po pierwsze, to może siądź – o dziwo posłuchała, na co się uśmiechnęłam w duszy. - Po drugie, nie musi. Jeśli masz chodź trochę rozumu, to będziesz milczeć – odwróciłam się do niej plecami i w rytm muzyki pomagałam chłopakowi w przygotowaniu kolacji. Dziewczyna w tym czasie patrzyła na białą różę i milczała. Po paru minutach jedzenie było dobre. Nałożyłam także dla niej, a to, czy będzie jadła, to już jej sprawa. Snow poszedł do pokoju, ponieważ nie miał zamiaru siedzieć w jednym miejscu z różowowłosą. Ja zostałam tylko dlatego, żeby wydobyć z niej informację.
- Im szybciej powiesz mi dokładnie i szczerze, co widziałaś i słyszałaś, tym szybciej cię puścimy – powiedziałam kładąc talerz przed nią. Sama zasiadłam po drugiej stronie i zaczęłam jeść kolację. - I jak nie chce jeść, możesz mi oddać – dodałam. Nie lubię, gdy jedzenie się marnuję.

<Kamille?>

23.3.17

Od Kamille CD Vivienne

Po wyjściu pary...a może raczej po wyleceniu..? Nieważne, po ich "wyjściu" zamrugałam zdziwiona kilka razy oczami.
- Co się właśnie stało? - wymamrotałam do siebie, chwytając się za nadgarstki, rozmasowując je. Ciągle siedząc na krześle, rozejrzałam się wokół pokoju. W ich domu, co..? Powoli wstałam, odgarniając swoje włosy z oczu. Takie długie czasem naprawdę potrafią przeszkadzać... Podeszłam do dębowych drzwi, ostrożnie chwytając za klamkę, zaciskając na niej swoją dłoń. Wzięłam głęboki wdech, od razu czując okropny ból w okolicach klatki piersiowej. Złapałam się ręką za brzuch, sycząc przy okazji oraz schylając głowę w dół. Gdy to uczucie zniknęło, chociaż może tylko na chwilę, od razu otworzyłam drzwi, robiąc pierwszy, powolny krok poza pokój, w którym wcześniej byłam przetrzymywana. Zabrałam rękę z brzucha, przyglądając się korytarzowi, który przede mną się rozciągał. Wspięłam się po dwóch-trzech schodkach, gdzie po bokach zobaczyłam kolejne drzwi. Ominęłam je, wchodząc do dosyć dużego salonu, połączonego z jadalnią i kuchnią. Podeszłam do stołu z krzesłami dla sześciu osób, odsunęłam jedno i na nim usiadłam. Mój wzrok natychmiastowo spoczął na białej róży w wazonie. Powąchałam powietrze wokół siebie, czując, że to jeden z kwiatków Ethana. Uśmiechnęłam się, wędrując spojrzeniem już po całym pomieszczeniu. Białe ściany, w większości białe meble, dębowa podłoga, duży płaski telewizor, zegar naścienny... Spojrzałam na godzinę, którą aktualnie wskazywał. Już po jedenastej?? Westchnęłam, przykładając swój policzek do zimnego blatu stołu. Zapewne teraz Tobio razem z Lie bawią się na drapaczce. Uśmiechnęłam się, na samo wspomnienie o nich. Od wczorajszego wieczoru ich nie widziałam... Nagle zamarłam. Skoro nie wróciłam do nich zaraz po tym, jak się przemieniłam, to nikt nie dał im jedzenia... Muszą umierać z głodu! Moje małe, słodkie kocięta... Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, na co od razu odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam Vivienne, wychodzącą z jakiegoś pokoju, razem z tym białowłosym. Miała na sobie inną bluzkę, jak i spodnie. Przebierała się? Przy nim? Powoli wypuściłam powietrze, przywołując do mojego umysłu ostatni raz, gdy tak robiłam. Natychmiastowo pokręciłam przecząco głową, odganiając od siebie te wspomnienia z przeszłości. Wyprostowałam się na krześle, nie spuszczając z tej dwójki wzroku. Czarnowłosa poszła usiąść na kanapę, gdy chłopak skierował się w moją stronę, zapewne do części kuchennej.
- Ej, ty, biały - zagadałam do niego, wstając z mebla. Niechętnie zwrócił wzrok w moją stronę. - Długo będziecie mnie tu przetrzymywać? Wybacz, ale mam swoje obowiązki, które czasem nie mogą zbyt długo czekać... - powiedziałam do niego, opierając się o blat stołu. "...jak karmienie i ogólnie opiekowanie się porzuconymi kociętami" dodałam w myślach. Nie muszą wiedzieć, o co chodzi. Zresztą, mogą jeszcze wykorzystać te rzeczy do niezbyt dobrych celów, a tego wolałabym uniknąć.

<Vivienne?>

20.3.17

Od Vivienne cd. Kamille

Nie byłam przyzwyczajona do rozmawiania ze swoją ofiarą,której w planach nie miałam zamiar zabić. W sumie to jest drugi przypadek, w których musiałam kogoś związać i pomyśleć, co z nim zrobić, za nim wyposzczę na wolność. Wcześniej było to dziecko, chłopczyk może o pięć lat ode mnie młodszy. Koniec końców udało mi się mu wyczyścić pamięć, wrócił do rodziny po tygodniu mówiąc, że się zgubił i pomogła mu jakaś miła pani o czarnych włosach. Ta... czasem i siebie trzeba postawić w dobrym świetle, prawda? Ale ta Kamille to nie było dziecko, nie znałam jej, nie wiedziałam dokładnie co słyszała, a do tego musiałam przemyśleć, co z nią zrobić. Wypuścić? To może być ryzykowne.
- Storczyk? - zapytałam dziwiąc się, skąd u niej takie przezwisko. Ale za nim odpowiedziała do pokoju wszedł Snow, chłopak, który zawsze kojarzył mi się z białymi różami.
- Miło się gawędzi z ofiarą? - zapytał wchodząc do pokoju wycierając ręcznikiem włosy. Usiadł obok mnie i przyjrzał się uważnie dziewczynie. - Jak się nazywasz? - zapytał.
- Kamille - tym razem podarowała sobie wszystkie pseudonimy. Moze to i dobrze, on ich nie musi znać. On raczej z nikim innym nie rozmawia i się nie spotyka, tylko ze mną. Nawet jeśli nie jestem w żadnym stopniu towarzyska, to jednak bardziej od niego. On to by tylko siedział w ciemnościach i obserwował ludzi, wyszukując kolejnej ofiary. Ale w sumie fajnie mieć przyjaciela diabła. Bynajmniej wiem, że gdy wyląduje w piekle, nie będę sama. Może będzie mi towarzyszył? A może mnie stamtąd wyciągnie, aby kontynuować nasz biznes?
- To jak, co z nią zrobimy? - powiedział nieco ciszej w moją stronę, chociaż wszyscy wiedzieli, że każdy to słyszał. Zrobił to tylko dla efektu, lubi to robić. Nie spuszczałam wzroku z dziewczyny, w jakiś pewny dziwny sposób przyciągała moją uwagę.
- Właśnie, mogłabym się dowiedzieć, gdzie się znajduję? - zapytała. Przez chwilę oboje milczeliśmy zastanawiając się nad odpowiedzią.
- W moim domu. Albo w jej - powiedział po chwili chłopak. - W naszym - od jakiegoś czasu oboje spędzamy czas w tym samym domu. Co zabawniejsze, już żadne z nas się nie zastanawia czyj to dom, a do kogo należy ten, który zazwyczaj stoi pusty. Ten wybraliśmy, bo znajdował się na obrzeżach miasta, czyli z dala od ludzi. A my nie potrzebowaliśmy kolejnych świadków.
- A co ja tu robię? - dobre pytanie. Dalej nie wiedziałam czy ją zabić, czy puścić ją wolno, czy wymazać jej pamięć... coś dziwnego w głowie podpowiadało mi, abym nie robiła jej krzywdy. Ta, szkoda, że nie odzywał się wcześniej, czyli wtedy, kiedy ją biłam i miałam chęć połamać jej wszystko, żeby się wykrwawiła i umierała w męczarniach, jak to się mówi.
- Dowiesz się później. Teraz się zastanawiam, czy masz tak siedzieć, czy się lepiej zabić - na ostatnie słowo dziewczyna się lekko zdziwiła. Może rzeczywiście nic nie wie? Westchnęłam zrezygnowana i nie czekając na żadne komentarze chłopaka podeszłam do dziewczyny z nożem.
- Co ty chcesz zrobić? - zapytał podejrzanie chłopak, a ja nie zwracając na niego uwagi przecięłam dziewczynie sznury, które trzymały ją przy krześle. Spojrzała się na mnie zdziwiona i nieco wystraszona.
- Możesz łazić sobie po domu, chociaż ja bym na twoim miejscu odpoczęła - powiedziałam do niej i zabrałam wszystkie liny. - Ale nie próbuj stąd wychodzić, bo i tak ci się nie uda - po tych słowach zamieniłam się w cień i wyszłam z pokoju, a za mną chłopak po zamianie w mały płomyk. Dlaczego miałam pewność, że nie ucieknie? Drzwi zamknięte na klucz, żeby je otworzyć, na pewno stworzy jakiś hałas, który chłopak usłyszy. Po tym obydwoje znajdziemy się przed nią w ciągu paru sekund, za nim opuści mieszkanie. Takie są plusy bycia niematerialnym, gdzie możesz się poruszać niczym dźwięk.
- Spodobała ci się? - stwierdził chłopak, gdy znaleźliśmy się w innym pokoju, zamkniętym. - Normalnie nie jesteś taka miła - uśmiechnął się łobuzersko, przez co dostał w twarz moja bluzke, kiedy się przebierałam.
- Wal się - fuknęłam zdejmując stanik, aby się całkowicie przebrać.

<Kamille?>

19.3.17

Od Kamille CD Vivienne

Powoli otworzyłam oczy, podnosząc głowę do góry, która zaraz po ruszeniu mnie zabolała. Ugryzłam się w język, by przypadkiem nie syknąć. Chciałam się za nią złapać, jednak nie byłam w stanie. Poruszyłam rękami. Czy ja mam związane dłonie?? Podniosłam wzrok w górę, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym byłam. To nie jest mój dom... Pomarańczowe ściany, jakieś dębowe meble, w większości półki, ja natomiast chyba siedziałam na krześle. Przed sobą jeszcze zobaczyłam zamknięte drzwi, przez które zaraz weszła czarnowłosa dziewczyna, w dłoni coś trzymając.
- Chcesz się napić? Ulży ci - powiedziała, wyciągając w moją stronę dłoń ze szklanką. Spojrzałam podejrzliwie na naczynie, wąchając powietrze wokół mnie. Brak jakichkolwiek trujących środków w pobliżu... Czyżby to była woda? Jednak zawsze mogła do niej dodać jakieś tabletki czy proszki. Podniosłam lekko głowę w górę, spotykając się z jej czarnymi oczami.
- Chcesz, czy nie? Ręka mi odpada - warknęła w moją stronę, na co prychnęłam. W sumie...z chęcią bym się napiła. Niepewnie skinęłam głową, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Ta tylko bardziej się do mnie przybliżyła, przystawiając zimną szklankę do ust i ją pochylając. Powoli piłam, a ciecz spływała mi do gardła, dając w jakiś sposób mi ukojenie. Czyżbym jednak była bardziej spragniona, niż myślałam? Gdy skończyłam, czarnowłosa zabrała naczynie, odstawiając je na komodę obok.
- Lepiej? - spytała, podsuwając do siebie krzesło i na nim siadając okrakiem, opierając się rękami o oparcie. Kiwnęłam głową, oblizując usta.
- To gdzie jestem? - spytałam, prostując się na krześle. Czarnowłosa wzruszyła tylko ramionami, na co się uśmiechnęłam. No to świetnie. Znajduję się Bóg wie gdzie, mam przywiązane ręce do krzesła, nie mogę się zbytnio ruszyć i jeszcze ta głowa ciągle mi pulsuje!
- To powiedz mi... Ee... Jak ty w ogóle się nazywasz? - spytałam, lekko zdziwiona, że jeszcze tego nie wiem. W sumie to skąd mam znać jej imię, skoro widziałam ją tylko w kawiarni i w lesie? Brawo, Kamille. Dziewczyna zmarszczyła czoło, podejrzanie na mnie patrząc. Jednak zaraz wzruszyła ramionami, lekko wzdychając.
- Vivienne - powiedziała, wyciągając w moją stronę dłoń. Zaczęłam na nią patrzeć jak na głupka, na co ta zaraz cofnęła rękę.
- Kamille, dla przyjaciół Kami, Storczyk lub Lila. Miło mi - rzekłam, uśmiechając się do niej przyjacielsko. "Vivienne"... Ładne imię podoba mi się.

<Vivienne?>

17.3.17

Od Vivienne cd. Kamille

We mnie krew po prostu bulgotała. Tak bardzo chciałam ja zabić, ale ze Snow'em umówiliśmy się, że nikogo nie zabijemy bez poważnego problemu. A podsłuchiwanie, które nawet może nie do końca coś dały dla naszej ofiary, należało do tych rzeczy, które nie wymagały natychmiastowej śmierci. Gdyby któreś z nas miało by możliwość wyczyszczenia pamięci, wszystko poszło by sprawniej i szybciej. A tak? Muszę wejść w jej sny parę razy, aż natrafię na odpowiedni i zmienię go. Niestety nie mam pewności że to zadziała, co nas tylko jeszcze bardziej pogrąża, bo jeśli nie zabić, to co? Bawić się? Opiekować? Czy może wypuścić na wolność? Na pewno nie. Nawet, jeśli dziewczyna nie słyszała lub nie zrozumiała naszej rozmowy, nie możemy dopuścić, aby cokolwiek komuś powiedziała. Nawet jedno słowo, nawet to, że nas tu widziała musi o czymś świadczyć, a na świecie istnieją tak inteligentni ludzie, którzy by na pewno to wykorzystali przeciwko nam.
- Dobra, spokojnie - usłyszałam za sobą głos, a po chwili czyjaś dłoń próbowała złapała mnie za ramię (przeleciała na wylot), za nim ją ponownie kopnęłam, ale tym razem miałam zamiar wymierzyć w twarz. Spojrzałam na chłopaka, który miał siny policzek. Widząc to miałam ochotę ją zabić.
- Ty widziałeś swój siny policzek od tego kamienia? - zapytałam ironicznie zaciskając ręce w gniewie. - Parszywa... - zaczęłam używać wszystkie przekleństwa jakie znałam, aby tylko chociaż trochę złość ze mnie odeszła. Ale to nic nie dało.
- A co z nią zrobisz? Zabijesz? Poczekajmy - dobrze wiedziałam o co mu chodzi z tym poczekajmy. Jeśli znajdzie się ktoś, kto by chciał jej śmierci, nie dość, że zrobiłabym to z przyjemnością, to jeszcze dostalibyśmy za to pieniądze. Ale jak by ją tu zabrać do domu? Trzeba będzie okrążyć ten całe las, jeśli nie chcemy iść przez środek miasta i spotkać się z innymi mieszkańcami. Nawet jeśli możemy powiedzieć, że dziewczyna jest pijana lub straciła przytomność, to w przyszłości może zeznawać przeciwko nam, a przypadkowi ludzie to potwierdzą, bo nas widzieli. Trzeba myśleć o wszystkim.
Nachyliłam się na dziewczyną, która chowała twarz w trawie.
- Boli, prawda? - nie oczekiwałam odpowiedzi i wiedziałam, że nie odpowie, ponieważ kopnęłam ją w głowę tylko na tyle mocno, aby straciła świadomość. I się udało.
Zataszczyliśmy ją do domu, znaczy Snow to zrobił. Ja się zdeklarowałam, że nawet jej nie tknę, ponieważ miałam ochotę ją zabić. Chłopak niósł ją przez całą drogę na plecach, gdyby mi ją oddał, ciągnęłabym ja jedną ręką po ziemi. To wiadome, że jestem silniejsza od niego i od wszystkich ludzi, bo to należy do moich magicznych umiejętności. Ale to nie był mój pomysł zabrania jej do siebie.
Usadowiliśmy ją na krześle, przywiązaliśmy, aby nie zwiała. Tak czy siak tego nie zrobi. Drzwi były zamknięte na klucz, musiałaby je wyrwać, a wtedy bym to usłyszała i w ciągu sekundy lub dwóch znalazła się przed nią. Moja przewaga nad nią jest taka, ze jestem silniejsza i nie może mnie nawet dotknąć. Ale to nie znaczy, że będę potworem. Kiedy chłopak badał swój spuchnięty policzek, ja siedziałam przed nią i na nią patrzyłam.
- Kur*a... - mruknęłam. - Ładna jest - mruknęłam sama do siebie zakładając ręce na boki. Wtedy dziewczyna się ocknęła. Nie chciało mi się oglądać jak się szamoczę czy słuchać jej pytań. Poszłam do kuchni, nalałam zwykła wodę niegazowaną do szklanki i wróciłam do pokoju. - Chcesz się napić? Ulży ci - wyciągnęłam w jej stronę naczynie. Wystarczy, że skinie głowa. Na więcej nie oczekuje, przez ręce ma związane do tyłu, sama się nie napije.
Patrzyła na mnie z podejrzeniem i wyrzutem.
- Chcesz, czy nie? Ręka mi odpada - warknęłam zdenerwowana jej czekaniem. Czy to tak trudno machnąć głową?

<Kamille?>

15.3.17

Od Kamille CD Vivienne

Popatrzyłam na nią z lekkim strachem w oczach, jednak na twarzy ciągle miałam uśmiech. Niezła siła jak na tak chudą dziewczynę...
- A wiedz, że będzie - odpowiedziałam jej, przykładając palce do nosa. Krew, super. Teraz przydałaby się szybka regeneracja, jaka jest u innych wilkołaków. Szkoda tylko, że moja matka była wróżką! Głupie geny rodzicielskie... Przynajmniej na chwilę obecną muszę się użerać tylko z tą dziewczyną. Nie jestem pewna, czy zamrożenie tego chłopaka było dobrym pomysłem, bo w końcu wydałam, że nie jestem taką sobie zwykłą dziewczyną. Ale dobra, olać to. Teraz trzeba tylko jakoś dostać się do domu, opatrzyć nos i po sprawie. Spróbowałam wstać z ziemi, jednak ta czarnowłosa kopnęła mnie w brzuch. Ledwo się powstrzymałam przed kaszlnięciem. Zostanie siniak... Ale muszę przyznać, nie myślałam, że będzie mogła zadawać mi ciosy w postaci tego duszka. W sumie to jest całkiem ciekawa ta nieznajoma... Popatrzyła na mnie jeszcze chwilkę gniewnym wzrokiem, po czym zaczęła powoli zbliżać się do swojego towarzysza. Skorzystałam z chwili i wyciągnęłam prawą dłoń spod siebie. Skierowałam palce na najbliższy kamień. Spojrzałam na zjawę, jednak ona przyglądała się swojemu chłopakowi. Poruszyłam palcami, po czym kamyczek wzniósł się w górę. Skoro w tej postaci mogła mnie bić, to raczej powinno też dać się ją skrzywdzić. Ruszałam palcami, nadgarstkiem i ogólnie całą ręką tak, jakbym chciała rzucić go siłą woli. Wymierzyłam odpowiedni kąt rzucenia, trochę cofnęłam lewitujący przedmiot, po czym skierowałam go z dużą mocą w stronę zjawy. Gdy kamyk miał już się zderzyć z jej czaszką, to przeleciało na wylot, trafiając białowłosego.
- Serio... - powiedziałam pod nosem, lekko się śmiejąc. Dziewczyna natychmiast zwróciła się w moją stronę, dalej ze zdenerwowanym wzrokiem. Świetnie... Kolejna moc, która została jej pokazana. Tak, dalej tak rób, Kamiś. Tak jest najlepiej. Zaklaskałam sobie dodatkowo w myślach. Duch podleciał w moją stronę.
- Co to było? - spytała. Wyraźnie słyszałam chęć mordu w jej głosie. Musiałam naprawdę mocno ich zdenerwować, siedząc w tych krzakach. Przecież ja nawet nie słyszałam, co oni dokładnie mówili! Siedziałam tam, bo znowu kręciło mi się w głowie... Dobra, może jednak tam troszeczkę podsłuchiwałam, jednak zawroty były silniejsze i koniec końców słyszałam tylko urwane słowa, jak "afera", "śmierci", "kawiarni", "nie tak". W sumie to były chyba jedyne słowa, jakie usłyszałam i jakie pamiętam.
- Niespodzianka - w końcu odpowiedziałam na zadane pytanie dziewczyny. Dodatkowo na końcu jeszcze się uśmiechnęłam, po czym poczułam kolejny ból w okolicach jelit i żołądka.

<Vivienne?>

13.3.17

Od Vivienne cd. Kamille

Ugh... ta dziewczyna działała mi na nerwach i to bardzo. Chciała się stąd wymigać, widać było, że chciała jak najszybciej odejść, ale my się tak łatwo nie damy. Już nie chodziło tylko o to, że nas podsłuchiwała, co było nie tylko niekulturalne, co Snow'a najbardziej wnerwia, ale i także nie mądre z jej strony, co mnie denerwowało, ale chodziło głównie o to, że mogła usłyszeć nasza rozmowę. Jeśli komukolwiek powie o tym co usłyszała, albo ze chcę sprawdzić dokładniejsza śmierć tej dziewczyny, wyda nas, co będzie oznaczał dla nas koniec. A my się tak nie lubimy bawić. Szybko zareagowałam rzucając w nią kamieniami, ostatni zdążyła cudem uniknąć.
- Chyba nie myślisz, że tak szybko stąd odejdziesz - mruknął Snow, który wyjął ręce z kieszeni i zaczął podchodzić do dziewczyny.
- Owszem, myślę tak. Wątpię, abym musiała tu zostać - mimo wszystko zachowała zimną krew, ale wiedziałam, ze kłamie. No dobra, nie byłam tego w stu procentach pewna, ale ona sama się pogrążała. Biegać w lesie? Dobra wymówka, ale nie w tym przypadku. To, że był poniedziałek, rozumiałam. Ale biegać w jeansach? Do tego cała brudna? No dobra, to można wytłumaczyć tym, że się wywaliła, a spodnie usprawiedliwi się wieloma argumentami, ale żaden nie przekona mnie do tego, że dziewczyna poszła tylko "pobiegać".
- Ale jesteś wkurw*ająca - mruknął zaciskając ręce w pięści i sama się zaczęłam do niej zbliżać.
- Ze wzajemnością - ta... na jej nie szczęście nie potrafię uważać z emocjami, nie panuje nad nimi, a ona jest najwidoczniej głupia, że tak się naraża. Byłem coraz bliżej niej, ale chłopak mnie zatrzymał ręką. Dobrze wiedział, ze teraz z łatwością mogłabym ją udusić, a gdyby się opierała, bez problemy połamałabym jej obie rączki. Potem może kark, szybka śmierć, od tak.
- Lepiej jej nie denerwuj - powiedział i nagle chłopak... przestał się ruszać. Zdążył tylko wyciągnąć w jej stronę rękę, gdy nagle... go jakby zmroziło. Spojrzałam zdziwiona na dziewczynę, która dziwnie się uśmiechała usatysfakcjonowana. O nie... od razu zamieniłam się w ducha, dzięki czemu ta dziwna moc na mnie nie działała.
- Wkurw*ająca i do tego nie posłuszna - pokręciłam zdenerwowana głową, po czym ruszyłam w jej stronę. Jeden cios, drugi cios... szybka. Unikała moich ciosów, ale do czasu. Pierwsze trzy nic jej nie zrobiły, ale gdy kucnęła, aby ominąć moją nogę, drugą raptownie dostała w twarz. Porządnie i to wystarczyło, aby leżała na ziemi. Oczywiście była przytomna, tyle, że z jej nosa zaczęła lecieć krew. - Fajnie się będzie później biegać - prychnęła.

<Kamille? Wybacz>

Od Kamille CD Vivienne

Przeczesałam dłonią swoje włosy. Wkopałaś się, dziewczyno...
-A biegam sobie- odpowiedziałam, zaczynając truchtać w miejscu. Prawa noga mnie zabolała, na co lekko syknęłam. Para niepewnie na mnie spojrzała.
-W dżinsach?- spytała czarnowłosa. Westchnęłam, zatrzymując się. Spostrzegawcza jest, skubana...
-A czy to ważne?- lekceważąco machnęłam ręką, lekko się uśmiechając. -Jak chcecie, to mogę już iść. Nie będę wam przeszkadzać. Tylko nie przesadźcie gołąbeczki- odwróciłam się do nich tyłem, machając na pożegnanie i powoli odchodząc. I tak pora wracać...
-Wracaj tu!- tym razem to był głos tego białowłosego. Zatrzymałam się, dalej stojąc do nich obrócona plecami. -Dla ciebie może nie ważne, ale dla nas tak- ciągnął dalej. Po raz kolejny westchnęłam, biorąc tym razem głowę w górę. Odwróciłam się do nich, mając na twarzy sztuczny, miły uśmiech.
-Nie wiem, o co wam chodzi. Po prostu bardzo lubię spacery po lesie, a to jest moja ulubiona łąka- skłamałam. Jak już, to lubię biegać po lesie, ale w ciele wilka. I nawet nie wiedziałam o tej polanie.
-Spacer w poniedziałek? Nie masz jakiejś szkoły lub pracy? A nawet jeśli nie, to w brudnych ciuchach?- odezwała się czarnooka. Co za... Jeśli moje dziecko, jeśli kiedykolwiek będę je miała, będzie tak samo ciekawskie, to nie chcę takiego. I uwierzyć, że kiedyś prawie się na takie coś zgodziłam...
-Słuchaj, ja się was nie pytam, czy będziecie się całować, czy nie powiem co jeszcze. Chociaż jak chcecie, to droga wolna. Tylko się zabezpieczcie- odpowiedziałam. Mam ich dosyć... Znowu się od nich odwróciłam i zaczęłam wracać do domu. Przeciągnęłam się, wyrzucając ręce w górę. Jestem zmęczona... Wtedy poczułam, jak ktoś wpatruje mi się w plecy. A nawet, jakby chciał przewiercić je na wylot. Częściowo odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam, jak czarnowłosa dziewczyna wstaje, razem z kamieniem w dłoni i celuje we mnie, po czym go rzuca, oczywiście w moją stronę. Popatrzyłam tak chwilkę, po czym odsunęłam się w bok, ledwo omijając przedmiot. Spojrzałam zdziwiona na czarnooką, a ona na mnie, tylko że jej wzrok był w całości wypełniony chęcią mordu. Uhu... Ktoś tu chyba nie panuje nad emocjami. A wracając do rzuconego kamyka... Musi mieć niezłą siłę i celność, że wymierzyła idealnie w miejsce, gdzie znajdowała się moja głowa. I że to w ogóle doleciało. Nie muszę dodawać, że przedmiot poleciał jeszcze z dwa metry w przód, po minięciu mojej osoby.

<Vivienne?>

12.3.17

Od Renesmee CD Zacharie

Przewróciłam oczami. Ja nie wiem, co on do niego ma. Leoander jest po prostu zbyt opiekuńczy.
-A co w ogóle u ciebie? Ostatnio widzieliśmy się jakieś trzy miesiące temu- spytałam, mijając Zachariego, jednak nie tracąc go ze wzroku. On tylko wzruszył ramionami, chowając dłonie do kieszeni bluzy.
-Nic nowego. Właśnie wracam z baru- odrzekł, zrównując ze mną krok. Popatrzyłam na niego podejrzliwym wzrokiem, jednak ten tylko lekceważąco machnął ręką. Pokiwałam przecząco głową, uśmiechając się. -A jak u ciebie i Pana Śmierci?- spytał. Zaśmiałam się. "Pana Śmierci", on chyba serio go nie lubi.
-Całkiem dobrze. Po Wigilii Gabriell został jeszcze na kilka dni, po czym wyjechał. Obiecał, że jeszcze wpadnie- zaczęłam mu opowiadać. Obiecał również przywieźć mi maść na blizny, która ma je wyleczyć czy tam zasklepić... Przydałoby się, ostatnio nauczyciel od wychowania fizycznego narzeka, że ćwiczę w bluzach na długi rękaw. Musieli zmienić nam nauczyciela na takiego, który zwraca uwagę na nasz strój, ugh... -Ostatnio nauczycielka zadała nam dosyć trudną pracę domową. Nie mam na nią kompletnie pomysłu, więc Leo kazał mi wyjść z Renem- wyznałam, na końcu wskazując na czarnego szpica, który właśnie podlewał słup.
-Tylko sobie nie myśl, że ci pomogę. Jestem kiepski z humana- powiedział rudowłosy, na co się zaśmiałam.
-Nawet nie miałam takiego zamiaru- popatrzyłam na niego jak na debila. On tylko wytarł niewidzialny pot z czoła. Znowu zwróciłam wzrok na Rena i zobaczyłam, jak szczeka, a potem biegnie w nieznanym mi kierunku. Podążyłam za nim wzrokiem, nawet nie mając go z niego spuścić. On biegł do...kaczki? -Ren, wracaj!- krzyknęłam za nim, mijając chłopaka i idąc za psem. Co za głupek. Skróciłam sobie drogę przez trawę, przyspieszając. Dotarłam do nich akurat wtedy, gdy kaczka już zdążyła zaatakować szpica. Mały podbiegł do mnie, cały czas piszcząc. Wzięłam go na ręce, a ten natychmiastowo schował się w mojej szyi.
-Już, już. Spokojnie, Ren- zaczęłam głaskać go po grzbiecie. Poczułam jeszcze jego ciepły, ale i mokry język przy uchu, przez co się zaśmiałam. Głupi pies...

<Zacharie?>

11.3.17

Od Vivienne cd. Kamille

Gdy tylko słońce pojawiło się, mój wilczy przyjaciel się uspokoił. Dotrzymywałam mu ciągle kroku, nie widział mnie, a ja widziałam wszystko, co wyrabiał. Zatrzymał się, oparł się o drzewo i złapał za głowę. Futro zaczęła znikać, zaczął się kurczyć, kły zamieniały się na zęby, pazury w paznokcie. Usiadł na ziemi i oddychał głęboko. Był nagi, jak to u wilkołaków bywa, gdy ich ubrania są rozrywane przez rosnące ciało. Wróciłam do ludzkiego ciała, po czym dała mu torbę z ubraniami. Zaszłam po nią godzinę temu, miał ja przygotowaną w swoim domu.
- Zawsze się zastanawiam, jak to jest być wilkołakiem - oparłam się o niego puszczając torbę na ziemię. Kulił się, ale podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi normalnymi oczami. Uśmiechnął się lekko.
- Chujowo - mruknął, po czym wstał. Ponownie mogłam podziwiać jego umięśnione ciało, gdy się ubierał.
- Ale ciekawie.
- Wolałbym być duchem - spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja go odwzajemniłam.
- Idziemy do miasta? - pokręcił przecząco głową.
- Daj mi odpocząć. Jakbyś nie widziała, całą noc biegałem - powiedział i usiadł na ziemi. Zrobiłam to samo, po czym wyjęłam z kieszeni mały woreczek z pewnym owocem. Spojrzał od razu na jedzenie pytając się, co to jest.
- Liczi - rzuciłam mu jedną. - Obierz ją tylko - ostrzegłam i sama zaczęłam to robić ze swoim owocem. Milczeliśmy, dała mu dużo czasu do odpoczynku. Zaraz będziemy musieli wracać, chociaż... nie, nie musimy. Moglibyśmy tu zostać do końca dnia, ale żadnemu z nas nie chciało się. On pewnie chciał wrócić do swojego miękkiego łóżka, a ja miałam ochotę połazić po mieście. Może jakaś ciekawa robota się znajdzie? Niee... raczej gdy wrócę od razu się położę. Nie spałam całą noc, tak jak Snow.
- Była jakaś afera po śmierci tej dziewczyny? - zapytał, a ja pokręciłam głową.
- W sumie to nie wiem. Było coś w wiadomościach, ale pracownicy kawiarni nie dali po sobie nic poznać, ale nawet się nie domyślili, ze coś było nie tak - powiedziałam chowając pusty woreczek do kieszeni. Chłopak raptownie się wyprostował i przyłożył palec wskazujący do ust, każąc mi być cicho. Milczałam i obserwowałam, co robił. Chwycił do reki nie duży kamień i rzucił nim w krzaki. Nie sądziłam, że to coś da, ale gdy tylko kamień wylądował w krzakach, coś nagle zajęczał.
- Wychodź stamtąd - chłopak wstał i spojrzał w kierunku roślin, z którym wyłoniła się fioletowo włosa dziewczyna.
- To ty? - podniosłam jedną brew zdziwiona. - Co tu robisz? - zapytałam. Byłam tez ciekawa ile usłyszała...

<Kamille?>

Od Nifenye - Cd. Haego

Spokojny głos, dobiegający zza drzwi, wydawał mi się dziwnie znajomy. Moje imię wypowiedziane w normalny sposób, przez chwile skłoniło mnie do myślenia, iż Hae wrócił. Jednak jakaś wewnętrza część mnie wymazała tą informację z mojej głowy. Zmusiła do tego, by uważać, że to nieznana mi do tej pory postać, starała się wybawić mnie na zewnątrz. Siedzenie w małym pokoju przez kolejne minuty, jednak nie wchodziło w grę. Potrzebowałam pomocy, zaraz, natychmiast, teraz. Rany sprawiały mi coraz gorszy ból, odbierając siły na walkę, siły na to by nie poddać się ciemności. Musiałam stąd wyjść, a opcja była jedna, żelazne drzwi... Przez które nie mogłam przeczytać myśli mężczyzny…
- Nifenye… - rzekł, pociągając za klamkę.
Jeszcze raz spojrzałam na wrota, rozważając wszystkie za i przeciw, zmuszając się do powolnego wstania. Nie było innego wyjścia, musiałam się stąd wydostać, choćby siłą. Z jednej strony bałam się zrobić chłopakowi krzywdę… Wiedziałam, że gdy powróci do normalnej postaci, rany zostaną. Zrobię to szybko, bez starć i bezpośrednich ataków… Otworzę drzwi i pobiegnę wprost na ulicę… Tak jak pomyślałam tak zrobiłam. Przyznam, tego co działo się wtedy w moim wnętrzu, nie da się opisać słowami…Skrócę to do paru słow. Pewność siebie zmieszana z panicznym strachem.  Przekręciłam cicho klucz w zamku, mocniej ściskając miecz w dłoni. Zaczęłam ciężej oddychać, czując palący ból w klatce piersiowej. Szybko nacisnęłam klamkę, ostatkiem sił pchając drzwi. Wypadłam z pokoju trzymając broń nad głową, jednak od razu się zatrzymałam. To co zobaczyłam, po prostu zwaliło mnie z nóg…
- Hae… - jęknęłam, panicznie cofając się do tyłu.
Moje mięśnie odmówiły wtedy posłuszeństwa, przez co Escadron upadł na ziemię. Wewnątrz mnie odbywała się nigdy wcześniej nieznana mi walka, którą przegrałam. Moim ciałem zawładnęła rozpacz. Widziałam jak chłopak lustruje mnie wzrokiem, przez co jeszcze bardziej się wycofałam, starając się zasłonić rany na mym ciele.
- Ni… - wyciągnęłam rękę do przodu, chcąc tym pokazać, by nie podchodził bliżej.
Emocje szarpały mną od środka, zmuszając do szlochu i uronienia łez. Przełamanie się by podejść do blondyna, zajęło mi chwilę. Lecz gdy już miałam podejść, kaszlnęłam, zasłaniając usta rękoma. Odsuwając dłonie od twarzy, zauważyłam na nich dość dużą plamę krwi. Ostatki sił, wyparowały ze mnie gdy spojrzałam na przerażonego chłopaka. Oczy zamknęły się, a moje ciało zaczęło upadać.
[Hae?]

Od Haego - Cd. Nifenye

 W jednym momencie stałem obok dziewczyny, by chwilę później patrzeć na to z drugiego planu, jako bierny obserwator szybko toczącej się akcji. Chciałem go powstrzymać, jednak tym razem było tak, jak zawsze- niematerialna dłoń przechodziła przez ciało nadnaturalnego, nie wyrządzając mu przy tym krzywdy. Krzyczałem i chociaż mnie słyszał, to zignorował moje desperackie prośby o zostawienie dziewczyny w spokoju, przynajmniej tej nocy. Ulgą okazał się moment, gdy udało jej się zamknąć na zapleczu. Ruchem tym zyskała kilka dodatkowych minut względnego bezpieczeństwa. A może nawet nieco więcej, biorąc pod uwagę fakt, iż nadnaturalny tym razem władał ogniem, a nie umysłem, jak to było podczas ostatniej przemiany.
 Starałem się obserwować każdy jego ruch, nawet ten najdrobniejszy- mógł on zdradzić jego reakcję na aktualny obrót wydarzeń. Porównanie go do bestii zdawało się być najodpowiedniejsze. Nerwowe tiki, wzrok wyłapujący, wręcz oszalały. Tym właśnie był- sadystycznym zabójcą, który sam siebie nazywał łowcą lub żołnierzem. Inteligentny szaleniec, to coś, do czego powstania nie powinni dopuścić. Zamknięty w ciele niepozornego tatuażysty, ujawniający się w najmniej odpowiednich momentach. Był częścią mnie, a ja niego.
 Kolejna runda chodzenia przed stalowymi drzwiami, delikatne stukanie opuszkami palców o barierę. Pierwszy raz bałem się o kogoś innego, niż członkowie mojej rodziny, o kogoś, kto nie powinien mnie obchodzić i po prostu stać się pożywką dla wampira, jak wszystkie poprzednie dziewczyny. To przy nich najczęściej się ujawniał, jakby próbował obronić mnie przed niepozorną miłością, poprzedzoną niewinnym zauroczeniem. Przeklinałem wolę moich przodków, pragnących stworzyć idealnego wojownika, mającego w chwili wybuchu wojny ostatecznej stanąć po stronie naszego wroga. Wbrew wolnej woli, której częściowo mnie pozbawiono. Teoretycznie przyzwyczaiłem się już do życia jako jedna z części całego mechanizmu autodestrukcji, nawet łatwo poszło, łatwiej, niż wyzbycie się przeszkadzających uczuć. Czasami nawet wracały, lecz równie nagle usuwałem je ze świadomości. Może właśnie to stało się moim osobistym przekleństwem, niewybaczalnym błędem przeszłości, nadal wpływającym na przyszłość. Gdybym tylko kilka lat wcześniej...
 Huk pięści uderzającej o drzwi wyrwał mnie ze świata myśli. Po nim rozbrzmiał śmiech przerywany licznymi groźbami. Jedno zdanie przeniknęło do mojej pamięci.
 — Nikt nie przeszkodzi mi w dokończeniu dzieła, zwłaszcza jakaś mała suka, która zawróciła mu w głowie — warknął. — Zbyt długo zajęło mi podporządkowanie sobie tego chłopaka.
 Wtedy też głowę zaczął rozrywać mi ogromny ból. Bestia zatoczyła się, przewracając przy tym kilka drobnych przedmiotów. Dźwięk zderzania się ich z podłogą tylko spotęgował mękę. Nie miałem pojęcia, co się działo, a jednocześnie jakiś głos podpowiadał mi, że to było coś normalnego. Wszystko pochłonęła nieprzenikniona ciemność.
◇◈◇
 Otworzyłem oczy, czując chłód. Dobrą chwilę zajęło mi dojście do wniosku, że leżałem na kafelkach i to właśni one były źródłem nieprzyjemności. Dłoń razem z czołem rwały jak jasna cholera. Powoli wstałem, mając totalną pustkę w głowie. Zdarzało mi się to coraz częściej. Czerwona kropla rozbryznęła się na nieskazitelnej podłodze. Rozbita głowa, super- tak brzmiała moja pierwsza myśl. Gdzieś w głębi mnie coś szeptało: dziewczyna. Nie było jej, fakt. A przecież miałem odwieźć ją do domu. Może ulotniła się po tym, jak zemdlałem? Chciałem już wejść na zaplecze, jednak uniemożliwiły mi to zamknięte drzwi.
 — Nifenye? — zapytałem spanikowany.
 Tylko nie to.

[Nifenye?]

10.3.17

Od Zacharie - Cd. Renesmee

— Serce bije mi szybciej, nogi miękną... Wsypałem prochy do nie tego kieliszka, cholera jasna
— Chciałeś mnie do kurny nędzy zgwałcić?
— Zajebać portfel, nie mam hajsu żeby zapłacić za drinki — wyszczerz godny podziwu — W taki oto dyskretny sposób próbuję cię powiadomić, że mój hajs wynosi równe zero. A jeśli nie zapłacisz, to zaraz tobie nogi zmiękną. W kwasie — przybrałem poważny wyraz twarzy. Mówiłem naprawdę, a z tym kwasem nie żartuję. Powinien się domyślić, imbecyl. Ludzie z pracy są okropni, Boże święty. Pieniędzy żałują. Ostatecznie mogę użyć swoich super mocy, czy cokolwiek. Z uśmieszkiem przetransportowałem się do drzwi wyjściowych, czując na sobie palące spojrzenie faceta. Nawet zapomniałem jego imienia, ale wiem, że go znam. Chyba. Ale ten wzrok nie był tak straszny jak ten braci Renesmee. Nie widziałem jej szmat czasu, w sumie może i dobrze. Znikając z zasięgu Leoandra, jestem bezpieczny. Jak na razie.
  Przeciągając się na tyle, że coś postanowiło mi strzyknąć w plecach, zaciągnąłem się głęboko powietrzem. Przedwiośnie, co? Ludzie, więcej ludzi, kwiatki i błoto. Plus Wielkanoc. Jajka. Trawa. Zające. Wybawicielu, zające. Wszystko, tylko nie one. Odgoń te myśli, masz jeszcze parę miesięcy życia.
  Włożyłem dłonie do kieszeni, wymijając tłum nastolatek pędzących po chodniku. Jedna obejrzała się za mną, co kosztowało ją spotkaniem ze słupem. Rudy przyciąga uwagę, taktak. Skierowałem się w stronę parku, i tak nie mam nic do roboty. Droga była krótka, o dziwo. Jakieś laski biegały w legginsach, a coś postanowiło mi zabić nogę.
— Yoo, Ren, zostaw mi stopę, zostaw stopę mówię — naszczekał na mnie. Brak poszanowania dla ginącego gatunku. Klęknąłem przy psie, biorąc go na ręce. Znowu szczek i merd puszystym ogonem. Spokojnie Zacharie, nikt nie zauważy, że się trochę uśmiechasz.
— Cześć! — znajome głosy mnie nawiedzają. Źródłem jego była Renesmee. Trzy miesiące, jak to zleciało. A uwaga zawiesiła się na koszulce dziewczyny. Alibi, co? Głośne brawo za inteligencję, Leo. Odwala dziwne tatuśkowe akcje, to już chyba jakiś fetysz. Natomiast długowłosa pomachała na powitanie, podchodząc do mnie bliżej.
— Rozumiem że chodzenie w słabych prezerwatywach jest teraz modne — mruknąłem, odstawiając szpica na ziemię. Podreptał do nastolatki, siadając obok niej.
— Co? O czym...? A, nie, nie. Wiesz jaki jest Leo. To po prostu urocze z jego strony — zaśmiała się krótko.
  Uroczy jak kastracja zardzewiałą siekierą w lesie.
— Cukier i miód — parsknąłem, poprawiając okulary.

[Reneeee?]

Od Renesmee CD Zacharie

Obserwowałam ludzi pod blokiem. Jakaś starsza kobieta z fryzurą "na chłopaka" kłóciła się z grubszym mężczyzną. Nie wiem o co, ja tylko ich obserwowałam.
-Renuś- usłyszałam przesłodzony męski głos przy swoim uchu. Wzięłam wzrok z pary na dworze i zwróciłam go w stronę Leo, który stał przy mnie wyprostowany. Muszę dodać, że miał na sobie przeesłodki fartuszek w serduszka, który, swoją drogą, dostał ode mnie na święta. Chętnie go przyjął, a ja zawsze się śmieje, gdy go w tym widzę. Jednak tym razem na mojej twarzy nie pojawił się uśmiech. Otóż Leoander gromił mnie właśnie wzrokiem, przekrzywiając głowę w prawą stronę. Przełknęłam ślinę trochę za głośno. -Czy możesz mi powiedzieć, co miałaś robić?- spytał, lekko się uśmiechając. Jest wkurzony, oj jest... Znowu przełknęłam ślinę, kręcąc się lekko na krześle, na którym siedziałam.
-Miałam odrobić polski...- wymamrotałam pod nosem, znowu obracając się do okna. Westchnęłam, opierając brodę na dłoni. Kobiety i mężczyzny już tam nie było. Leo odwrócił mnie na krześle obrotowym do siebie.
-To, czemu tego nie robisz? Podobno do jutra masz termin- znowu przekrzywił swoją głowę w moją stronę. Tym razem ciarki mnie przeszły. Nie lubię, gdy mówi taki przesłodzonym głosem. Jest wtedy przerażający. I mógłby z łatwością zagrać w jakimś horrorze lub w kryminale. Nawet w tym, na którym byłam razem z Mochizou. Odetchnęłam głęboko, patrząc Leoandrowi w oczy.
-Nie wiem dokładnie jak to zrobić- wyznałam z lekką skruchą w głosie. Zwykle po tym łagodniał... A jak jeszcze zobaczy u mnie łzy, to nawet po czekoladę poleci. Białowłosy westchnął i zaczął czochrać mnie po włosach.
-W takim razie wyjdź z Renem. Podobno świeże powietrze pomaga myśleć, a jemu przyda się spacer- wyraźnie złagodniał, pochylając się na wysokość mojej głowy. Uśmiechnął się, po czym cmoknął mnie w czoło. Również się uśmiechnęłam na ten gest. Kocham go...
-Słuchaj, a jak to jest mieć kolczyk w wardze- zadałam pytanie, gdy się prostował. Popatrzył na mnie zaskoczony, jednak zaraz się zaśmiał, kręcąc przecząco głową.
-Trochę przeszkadza w jedzeniu, jednak nie przeszkadza w całowaniu- po ostatnim słowie puścił mi oczko. Zaśmiałam się, wstając z obrotowego krzesła i zabierając w ramiona czarnego szpica, który wylegiwał się na moim łóżku. Poszłam do przedpokoju i zaczęłam się ubierać. Spojrzałam na siebie w lustrze, a wzrok padł na moją bluzę z napisem "Mam piękną siostrę. Mam też nóż, łopatę i alibi". Znowu się zaśmiałam. Dostałam ją od Leonadra, który stwierdził, że ta bluza będzie mnie chronić przed chłopakami. Wtedy do mojej głowy wpadł Zacharie. Hm... Od Wigilii minęły prawie trzy miesiące... Ciekawe, co u niego.
<Zacharie? Specjalnie na twoje życzenie xd>

Od Kamille CD Vivienne

-Auć- powiedziałam, uderzając głową w drzewo. Przytrzymałam się go, łapiąc jednocześnie się za swoje czoło. Proszę, krzaczku, nie kręć się już... Gdy krzew przestał już tańczyć, wyprostowałam się, podnosząc głowę do góry. Zrobiłam pewny krok w przód, po raz kolejny się chwiejąc. Jak nie uderzę głową o ziemię, to będzie cud... Niedawno co wstało słońce, przez co zmieniłam się z powrotem w człowieka. Mimo wszystko, moje zmysły węchu i słuchu wariowały, a do tego kręciło mi się w głowę. Uderzyłam już w dwa drzewa. Spojrzałam w lewo, słysząc z tamtej strony odgłos szeleszczącej trawy i ponownie uderzyłam w chłodne drewno.
-Cholera- szepnęłam, znowu łapiąc się za głowę. Boli... Odwróciłam się, opierając plecami o pień. Zapewne będę miała brudne ubrania, ale walić to. Powoli opadłam na ziemię, siadając na niej i unosząc twarz w górę. Przez liście prześwitywały już promienie słońca. W takim tempie spóźnię się na zajęcia... Martyna może zacząć się martwić. Jak zwykle, zresztą.
-Nie sprzątnęłam kuwety- wymamrotałam, przymykając oczy. Świetnie, będę musiała się przygotować na smutne spojrzenia moich kociąt. Westchnęłam, podpierając się rękami z dwóch stron, próbując wstać. O dziwo, nie przewróciłam się ani nie zachwiałam. Ból głowy też już częściowo zniknął. Otrzepałam jeszcze swoje ubranie z leśnego brudu, po czym powoli ruszyłam ścieżką do wyjścia na ulicę. Nagle usłyszałam klakson samochodowy. Upadłam na kolana, zakrywając uszy dłońmi i zaciskając mocno oczy. Jakie to było głośne... Otworzyłam powoli oczy, rozglądając się wokół. Skoro usłyszałam klakson, do tego tak głośny, gdzieś niedaleko musi być już ulica. Lekko się uśmiechnęłam, wciągając powietrze nosem. Wtedy poczułam dwa zapachy, znajome. Jeden, który przypominał mi woń tego czarnego wilka, który wczoraj mnie gonił. A drugi... Był tak bardzo znajomy, że nie byłoby szans, bym go nie rozpoznała. Podniosłam się z ziemi, idąc w stronę, skąd zdawały się pochodzić oba zapachy. Już nie myślałam o domu, o moich kotach. W głowie wciąż siedział mi zapach róż Ethana. Muszę się w końcu dowiedzieć, czemu czuję ich aromat. Po jakimś czasie w końcu doszłam na jakąś małą polankę. Oparłam się o grube drzewo, za którym zawsze mogłam się schować. Na zielonej trawie, zapewne mokrej od rosy, siedziała dwójka ludzi. I o dziwo, mi znajoma. W końcu, jeśli chodzi o klientów kawiarni, którzy byli tam kilka razy, to umiem ich zapamiętać. Zwłaszcza jeśli to była dziewczyna, która dostała kawę na koszt lokalu oraz jej białowłosy chłopak. Tylko... Co oni tu robią..?

<Vivienne?>

7.3.17

Od Zacharie - Cd. Renesmee

walić czasoprzestrzeń, oNI MAJĄ WIGILIĘ

— Nie, nIE, NIE, nie możESZ. Kolejny BIAŁY, wszystko byleby nie biali, Jezu Chryste — wycelowałem w nich rękami, dostając mikro zawału. Ten też mnie nienawidzi, ja to czuję. Wystarczy na niego popatrzeć, a poza tym jedno słowo. Bliźniak. W dodatku Leoandra. Ja tu umrę przez tę babę cholerną. To jej wina, będzie mi kwiaty kupować na grób. A ona co robiła? Tak po prostu się śmiała, a ten Gabriell nie wiedział co ma zrobić.
— Rasista? — uniósł pytająco brwi. Zakryłem sobie twarz dłońmi, wracając z powrotem do pokoju. Może barszcz mi pomoże w tej sytuacji. On zawsze daje radę, więc teraz też musi.
— Długa historia. Chodź, idziemy do stołu, musisz mi wszystko wytłumaczyć — sekunda później, już siedziałem pomiędzy dwoma braćmi śmierci, a na przeciw mnie Renesmee. Powoli zajadałem się pierogami, obserwując bacznie pozostałą trójkę pogrążoną w rozmowie. Niezbyt ogarniałem tematu, dlatego zapychałem się jedzeniem. Wolałem być cicho, żeby uwagi na mnie nie zwracali.
— No i, to jest Zacharie — wskazała na mnie, uśmiechając się lekko — Od tamtej pory jakoś się tak spotykamy, dlatego zawędrował do nas na Wigilię. Chciał krewetki, ale coś nie wyszło — niebieskooki wyszczerzył się szeroko, jednak to był taki wyszczerz pogardy, albo gniewu.
— No więc, jakie masz plany na przyszłość? — rzucił, odwracając się do mnie.
— Zgładzić całą ludzką rasę — oparłem się o krzesło, krzyżując ręce na karku — Ewentualnie zabić człowieka co wymyślił pizzę z ananasem, fu — zagryzł dolną wargę, pochylając się nad talerzem.
— Od kiedy się spotykacie? Nie chcesz wykorzystać mojej siostry? Robiliście już to? Zmiażdżę cię jak powie, że coś ją boli. Wyrwę ci duszę i wrzucę do burdelu — zakrztusiłem się tą cholerną zupą, kaszląc głośno. Dlaczego jak po co?
— Na mózg ci padło, co. Ja z nią nie jestem i nie mam zamiaru być — warknąłem, wycierając swoją mordę. No do kuźny jasnej.
— Czyli ci się nie podoba? — wymruczał, a w jego oczach widać było płomienie.
— Człowieku, daj spokój
— Mówiłem, że z nim coś jest nie tak — teraz odezwał się Leo.
Jeszcze jego głosu to brakowało, zginę marnie.
— Homoseksualista? — odparł ze zdziwieniem, unosząc brew. Zaciągnąłem się na to powietrzem, ześlizgując po oparciu. Prawie wpełzłem pod stół. Tamci ponownie zaczęli kłócić się o mnie, ignorując moje istnienie, a ja miałem po prostu dość świata.

[Robimy po tym timeskip, żeby przestali być 75247 lat wstecz XDD]

5.3.17

Od Vivienne cd. Kamille

Stanęłam w miejscu, w którym Snow próbował znaleźć swoją ofiarę. Dziwiłam się, że mu się nie udało. Tak jakby tajemniczy wilk zniknął, od tak rozpłynął się. Ale jednak to nie była prawda. Gdy stanęłam przed kłodą i patrzyłam się w to jedno miejsce, wilk się pojawił. Patrzyłam na niego, a ona na mnie. Milczałam uważnie mu się przyglądając.
- Wiesz co? - odezwałam się w końcu. - Masz takie same oczy jak ta ładna dziewczyna z kawiarni - kucnęłam uważnie przyglądając się stworzeniu. - Nawet kolor sierści jest podobny do jej włosów - po tych słowach o odczekaniu paru sekund, aby jeszcze trochę mu się przyjrzeć, zniknęłam z tego miejsca.
Ruszyłam tropem wilkołaka. Miałam pilnować, aby nie wpadł do miasta i nie pozabijał przypadkowych ludzi. Nawet jeśli dla mnie to obojętne, to jednak mu to obiecałam. To aj jestem od zabijania, nie on. Snow ma większe, a raczej w ogóle ma poczucie winy, w porównaniu do mnie. A pamiętając jak miesiąc temu nasze interesy źle szły, bo on nie potrafił się na niczym skupić, jak na morderstwach, muszę go powstrzymać. W końcu muszę z czegoś żyć, prawda? A samej trochę ciężej w tej branży, niż się wydaje.
Zdążyłam, za nim wylądował na ulicy. Widziałam jak jego nos zaczyna świrować, od tych milion zapachów. Aby nie wszedł do miasta, stanęłam przed nim w ludzkiej postaci, jednak dalej będąc niematerialna. Spojrzał na mnie, pociągnął nosem, aby poznać mój zapach, a następnie skoczył. Przeleciał przeze mnie na wylot, a ja zaczęłam biec w stronę lasu. Nawet gdy mnie doganiał, nic nie mógł zrobić. A Snow nawet w wilczej postaci nie potrafił sobie odpuścić i był strasznie uparty, tak wiec sprawę miałam jeszcze bardziej ułatwiona. Gdy miałam już pewność, ze jesteśmy daleko od miasta, zamieniłam się w cień i zniknęłam mu z oczu.
- No, teraz czekać do rana - stwierdziłam siadając na drzewie i patrząc, jak rozrywa jakieś zwierzę. Takie widoki nie były dla mnie niczym strasznym. Skoro sama jestem mordercą, to z jakiej racji widok wilkołaka rozrywającego na pół jakiegoś jelenia miałby mnie ruszyć? To śmieszne. Myślami wróciłam do wilka. Takie same oczy i podobna sierść do włosów tamtej dziewczyny. Czy to możliwe, że to ona? W końcu w kawiarni czułam od niej tą cudowną energię, którą chciałam od niej zabrać, ale z oczywistych powodów nie mogłam. Po za tym na pewno wyczuje ode mnie zapach białych róż, które miałam przy sobie prawie cały dzień.

<Kamille?>

4.3.17

Od Kamille CD Vivienne

Zdążyłam... Gdy tylko przekroczyłam próg drzew, od razu zaczęłam przemieniać się w swoją wilczą postać. Przez to, że musiałam nakarmić kocięta, o mało nie zmieniłam się na ulicy. Odwróciłam się jeszcze do tyłu, sprawdzić, czy nikt tego nie widział, po czym ruszyłam truchtem głębiej w las. Uważnie oglądałam się wkoło, by na nikogo się nie natknąć. Nie mam humoru na spotkanie z innymi wilkami... Tymi normalnymi, jak i tymi przemienionymi, bo przecież nie tylko ja jestem wilkołakiem. Jednak nie było mi to dane, bo ni stąd, ni zowąd usłyszałam ciche warczenie po mojej prawej stronie. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zauważyłam dużego, może i nawet większego ode mnie, czarnego wilka z przekrwionymi oczami. Za nim siedziała ledwo dostrzegalna czarna zjawa. Zaciągnęłam się powietrzem, przez co do moich nozdrzy doszedł dosyć znajomy zapach. Przecież tak pachną róże hodowane przez Ethana... Skąd ich zapach w lesie..? Nie zastanawiałam się na tym długo, bo czarny wilk przygotowywał się chyba do skoku na mnie. Natychmiastowo ruszyłam szybkim biegiem, chcąc uniknąć jakikolwiek konflikt z jego strony. Tym bardziej, jakbyśmy mieli walczyć... Nie chcę wrócić cała obolała, zwłaszcza że jutro mam do szkoły. Poczułam ból gdzieś w okolicach ogona. Obróciłam się do tyłu, jednak zaraz zwróciłam się na drogę. Prawie uderzyłam w drzewo... A ten wilczur wyrwał mi sierść! A przynajmniej kilka fioletowych włosków wystawało z jego pyska. Co ja mu zrobiłam, że mnie goni?? Wtedy w oddali zobaczyłam zwaloną kłodę. Jeżeli uda mi się jeszcze przyspieszyć, mogłabym skoczyć, użyć niewidzialności i schować się pod drzewem. Dobra... Przyspieszyłam trochę, jednak niewiele, po czym skoczyłam, od razu skupiając się w sobie, by stać się niewidzialna. Zaryłam pazurami w ziemi i skryłam się pod płachtą w postaci drewna. Uważnie obserwowałam drużkę przede mną, widząc czarnego basiora lądującego na ziemi. Ten tylko zatrzymał się, kręcąc się wokół, zapewne też wąchał w powietrzu. Nie wyczuje mnie, nie ma szans. Wilk kichnął, po czym zaczął biec przed siebie. Gdy w końcu straciłam go mniej więcej ze swoich oczu, zrzuciłam swoją maskę niewidzialności, wstając i stojąc przed leżącym konarem. Odwróciłam się do tyłu, przymykając oczy i wspięłam się na kłodę. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam stojącą przede mną zjawę. Albo czarny cień... Poświatę? Wciągnęłam powietrze przez nos i znowu poczułam zapach róż Ethana. O co chodzi z tymi różami?! Jednak jedno było pewne. Wcześniej widziałam ją razem z tym wilkiem. Mam nadzieję, że nie są przyjaciółmi...

<Vivienne? Chyba średniawe mi to wyszło...>

Od Collina cd. Yaotzina

Uśmiechnąłem się tuląc go i całując w jego słodkie usteczka.
- Ja ciebie też. I nigdy o tym nie zapomnij - powiedziałem całując go ostatni raz w czółko, po czym wyszedłem z niego pozwalając mojego nasieniu na wypłynięciu z niego.
- Nie zapomnę - wyszeptał i westchnął, odczuwając jednocześnie uczucie pustki, oraz wylewająca się z niego spermę.
- Chodź, umyjemy się i zabiorę cię gdzieś - zaproponowałem, po czym wziąłem Yao jak moją pannę młodą na ręce i zaniosłem nagiego chłopaka do łazienki. Nie przejmowałem się zamknięciem drzwi, bo kto by miał tu wejść? Tylko my tu mieszkamy i niech tak zostanie, będąc z nim sam na sam, mogę pozwolić sobie na więcej. Nie muszę się ograniczać, tak samo jak blondyn. Wszedł do brodzika, po czym odkręcił ciepłą wodę. Przygotowałem ręczniki i wchodząc pod prysznic, objąłem go z zaskoczenia. Odwrócił się i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- A gdzie pójdziemy? - zapytał, kiedy brałem gąbkę i wyciskałem na nią trochę płynu.
- Zobaczysz - ucałowałem go w mokry od wody nos i zacząłem myć jego ciało, nie zostawiając ani skrawka jego ciała. On nie pozostał mi dłużny. Ciekawie było, gdy nadeszła kolej na jego dziurkę.
- Collin... - sapnął, czując jak wsadzam tam palec.
- Tam też trzeba umyć - ucałowałem go i po paru sekundach wyjąłem z niego palec, przychodząc na członek. Jego reakcja była taka sama, co było urocze.
- Jesteś podły... - stwierdził, na co się zaśmiałem.
Po wytarciu się ręcznikami, ubraliśmy się w swoje ubrania.
- To jak? Dowiem się, gdzie idziemy?
Pokręciłem jedynie przecząco głową sznurując buty. Yao wydął usta niezadowolony jak to ma w zwyczaju, po czym skierował się w stronę drzwi. Ruszyłem za nim zamykając je, a potem kierując się w pewne miejsce. Cała drogę próbował zgadnąć, ale awet gdy wypowiedział odpowiednie słowo, ja zaprzeczałem.
- Mówiłeś, że to nie lodowisko - stwierdził przyglądając się budynkowi, do którego zmierzaliśmy.
- Chciałem sobie zniszczyć niespodziankę - pstryknąłem mu palcem w nos. Pomasował go z wrogością.
- Nie wziąłem łyżew - powiedział niezadowolony. Podałem mu torbę, którą ciągle miałem przy sobie.
- A ja tak - otworzył ją i wybałuszył oczy ze zdziwienia. - Spakowałem je, kiedy się ubierałeś - wytłumaczyłem i skierowałem się do środka. Zapłaciliśmy za bilety, a ja przy okazji wypożyczyłem sobie łyżwy.
- Dziękuje - uśmiechnął się, a ja go poczochrałem po jego bujnej czuprynie. Zdjąłem kurtkę, zostawiłem jedynie szalik, rękawiczki i bluzę, ponieważ wiedziałem, że się rozgrzeję, a tam nie będę już mógł wrócić, aby się rozebrać.
- Pokażesz mi, czego cię nauczyli - powiedziałem, gdy wchodziliśmy na lód.

<Yao?>

Od Yaotzina - Cd. Collina +18

- Przepraszam - szepnąłem cicho, chowając twarz w dłoniach. Zdecydowanie przesadziłem. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie powinienem, że to zwykła paranoja, która zawsze się pojawia. Nie potrafię wbić sobie do głowy, że to był tylko jeden raz i nikt inny w życiu mnie nie opuścił. Winię się teraz za to, że byłem w stanie osądzić w ten sposób osobę, na której w tym momencie najbardziej mi zależy.
W tym momencie...
Głupie gadanie. On zawsze będzie najważniejszą osobą w moim życiu, cokolwiek by się stało.
- Też cię kocham. Bardzo, bardzo mocno. Jestem głupi, że pomyślałem o tym w tym momencie. Ale chcę żebyś wiedział, że jeśli kiedykolwiek odejdziesz, wiedz, że złamiesz mi serce - załkałem cicho. Boże wybacz mi wszystkie grzechy jakie w życiu popełniłem. Pociągnąłem nosem. Czas odgonić te wszystkie myśli. Złączyłem szybko nasze usta, co zadziałało natychmiastowo. - Chcę, żebyś został i zawsze był ze mną. Zdaję sobie sprawę, że czasami może być źle i będziesz miał mnie dość, jednak bez ciebie nie mam siły na życie. Sprawiasz, ze każdy dzień jest lepszy, że chce mi się rano wstawać, bo jestem ciekaw jaki masz humor, czy dzień dobrze ci mija, ale przede wszystkim żeby tylko zobaczyć twoją twarz, która z taką czułością na mnie patrzy, dając poczucie ważności i tego przyjemnego ciepła na sercu. Wiem, ze czasami mogę być samolubny, humorzasty i potrafię znienawidzić cały świat w jednej sekundzie, ale nadal kocham cię najbardziej na świecie - skończyłem swój wykład, znów łącząc nasze usta, od razu próbując pogłębić pocałunek, nie dając chwili na oddech. Chciałem go tu i teraz. Nie zważałem już na okoliczności, czy swoje powalone myśli, wyobrażenia. Nie obchodziło mnie co będzie jutro, że mogę zginąć za godzinę tydzień czy miesiąc. Liczyło się, że teraz byliśmy tylko my dwoje. Oddający sobie własne serca. Szybko wepchnąłem się na kolana Cole'a i nie marnując czasu otarłem się o niego, jęcząc cicho w usta.
- Yao... - westchnął cicho, wsuwając swoją dłoń w moje włosy i odciągając mnie od siebie. Wydąłem usta niezadowolony, ale przestałem się ruszać i zacząłem gniewnie wpatrywać się w uśmiechniętą twarz. Przewróciłem oczami i wtuliłem twarz w zgięcie szyi chłopaka, podgryzając ją lekko. On też powinien się dorobić malinek. Z figlarnym uśmieszkiem pchnąłem go na plecy i położyłem dłonie na piersi.
- Skoro chcesz to zrobić, muszę cię ukarać za takie głupie myślenie - powiedział i zanim zdążyłem przerejestrować jego słowa zostałem uderzony w pośladek. Pisnąłem zaskoczony. Nie spodziewałem się zupełnie takiej reakcji. Lekkie pieczenie. Przeniosłem rozbiegane spojrzenie na twarz swojego chłopaka, jednak nic nie byłem w stanie wyczytać. Wszystko działo się tak niespodziewanie, że kolejny klaps był dla mnie kolejnym zaskoczeniem. Chciałem zejść z Collina, jednak zdążył złapać mnie w biodrach i przytrzymać przy sobie. Czułem jak moje policzki oblewa rumieniec, dlatego przygotowany na kolejne klepnięcie znów schowałem się w zgięciu szyi.
- Cole, chcę, żebyś mnie pieprzył. Ostro - szepnąłem mu do ucha. Nie miałem odwagi się teraz odsunąć. Przeczuwałem z jaką reakcją mógłbym się spotkać. Przygryzłem lekko dolną wargę i sam przesunąłem swoje palce pierw do ust, by choć trochę je zwilżyć, potem włożyłem jeden w siebie. Już dawno przyzwyczaiłem się do tego całego uczucia i pragnąłem mieć w sobie jeszcze więcej. Warknąłem cicho i przekierowałem dłoń Cole'a na miejsce tej mojej, oddając się znajomemu dotykowi.
- Wyjmij je - mruknął i ścisnął mój tyłek lekko, posyłając srogie spojrzenie. Co takiego zrobiłem, że tak bardzo zmienił nastawienie? Wywróciłem oczami, wyjmując z siebie palce, jednak chcąc pokazać, że aż tak bardzo uległy i posłuszny nie jestem, zsunąłem się z jego ciała i szybko pozbyłem się dolnego ubrania. Uniosłem pytająco brew i przejechałem delikatnie opuszkiem palca od pępka do główki penisa, skupiając się całkowicie na dolnej partii. Nie zbyt mocnym uściskiem złapałem go u nasady i powoli zacząłem pompować w górę i w dół, patrząc jak powoli robi się twardszy. Nie minęło dużo czasu, a przejechałem kciukiem po wrażliwej główce.
Uniosłem wzrok do góry słysząc ciche sapnięcie i w odpowiedzi na przemian luzowałem i ściskałem mocniej, poruszając ręką raz szybciej raz wolniej. Usatysfakcjonowany reakcją podsunąłem się do góry i szybko złączyłem nasze usta nie zaprzestając czynności. Niepewnie złapałem jego jądra, bawiąc się nimi drugą dłonią.
Zaskakując samego siebie musnąłem ustami różową główkę, zaraz potem chowając ją pomiędzy wargi i ssąc lekko. Znów przeniosłem wzrok na twarz blondyna, zasysając go coraz mocniej, powoli pochłaniając więcej jego długości, pokrywając ją śliną. Uczucie rośnięcia członka w moich ustach jeszcze bardziej pobudzało mnie do pracy. Mruknąłem cicho z przyjemności, obracając głowę tak, że penis wyraźnie odznaczał się na moim policzku. Po raz kolejny zassałem się mocno, jednak równie szybko zostałem podciągnięty w górę i przewalony na plecy. Uśmiechnąłem się figlarnie i przygryzłem swój kciuk w oczekiwaniu. Nie miałem ochoty na zbędnie droczenie się, dlatego znów skierowałem dłoń w dół siebie, jednak ta jak i ta druga dosłownie w tym samym momencie zostały przyciśnięte nad moją głową. Zaskomlałem cicho i zwinąłem palce u nóg w oczekiwaniu. Starszy zaśmiał się cicho i nachylił się, by mnie pocałować. Uniosłem głowę najwyżej jak mogłem, trochę nam pomagając. Westchnąłem cicho przez pocałunek, oddając się mu całkowicie, póki chłopak nie zjechał nimi na moją szyję. Jęknąłem w proteście, wypychając biodra do przodu, aż w końcu zlitował się i wszedł pomiędzy moje nogi. Uradowany poprawiłem się, rozszerzając je jeszcze bardziej. Przybliżył się do mnie, a ja nie czekając dłużej owinąłem nogi wokół jego pasa i wyciągnąłem ręce przed siebie, by owinąć je wokół szyi Collina. Wystarczyło tylko jedno pchnięcie, a ja wydałem z siebie głośny jęk przyjemności. Nie czułem bólu, który powinien pojawić się od braku dokładniejszego przygotowania. Zacisnąłem na nim co ja robię ze swoim życiem swoje ścianki dysząc głośno i czekając na kolejny ruch. Ściszony jęk przy moim uchu dał mi odwagę na samoistne poruszenie biodrami. Wczepiłem swoje paznokcie w barki kochanka, drapiąc je z przyjemności raz na jakiś czas. Miałem wrażenie, że w ten sposób wchodził we mnie głębiej niż zazwyczaj, sprawiając większą falę przyjemności. Już teraz widziałem gwiazdki wirujące przed oczami. Z każdym jego pchnięciem miałem ochotę dojść jeszcze bardziej. To dziwne uczucie w żołądku, formujące się w podbrzuszu nie dawały mi spokoju. Stęknąłem głośno, czując zęby wbijający się w moją szyję, formujące kolejno malinki. Skupiłem się na niewyobrażalnej przyjemności, przyjmując każde - powoli mniej miarowe - pchnięcie. Czułem, że on sam już nie może wytrzymać, dlatego docisnąłem chłopaka do siebie nogami i czując ciepło w swoim wnętrzu doszedłem mocno, z głośnym krzykiem jego imienia na ustach, tracąc wizję na kilkanaście sekund. Zamrugałem szybko kilka razy i zdyszany wtuliłem się w Cole'a z uśmiechem.
- Kocham cię - mruknąłem w jego pierś i umieściłem radosne spojrzenie w jego twarzy.

<Cole?>

1.3.17

Od Hiro - Cd. Nifenye

Zaskoczony nagłym odgłosem instynktownie uskoczyłem przyjmując pozycję bojową spodziewając się zagrożenia, jednak mym oczom ukazała się drobnej postury dziewczyna siedząca na swym wierzchowcu. Dosłownie kilka sekund później usłyszałem:
- Przepraszam za niego, nie chciałam cię przestraszyć.
- Na prawdę nic się nie stało, czasem reaguję zbyt gwałtownie - rzekłem drapiąc się po głowie
- Co robisz sam w tym opuszczonym lesie?
- Kto powiedział, że jestem sam? - wstałem i krótko zagwizdałem na palcach.
Z pobliskiej jaskini wytoczyła się zaspana kudłata bestia która kierowała się swym powolnym krokiem w moim kierunku.
- To jest mój pies, Maxis a ja nazywam się Hiro, miło mi cię poznać - jakby na potwierdzenie mastif zawył przeciągle.
- A co do drugiego pytania to lubię czasem oddalić się od zgiełku miast i porozmyślać w ciszy - siadłem z powrotem na swoim poprzednim miejscu i zapatrzyłem się w gałęzie drzew poruszane delikatnym wiatrem.
- Ja jestem Nifenye - rzekła szeptem tak, że prawie jej nie było słychać.
W powietrzy zawisła niezręczna cisza, jedyne odgłosy dobiegały z głębi lasu, gdzieś w oddali słychać było odgłosy pierwszych ptaków czy mniejszych zwierząt poruszających się w akompaniamencie szeleszczących resztek śniegu. Zaczęliśmy intensywnie wpatrywać sobie nawzajem w oczy, jednak nie wytrzymałem długo a ciszę lasu przeszył głośny śmiech.

(Nifenye?)