— Serce bije mi szybciej, nogi miękną... Wsypałem prochy do nie tego kieliszka, cholera jasna
— Chciałeś mnie do kurny nędzy zgwałcić?
— Zajebać portfel, nie mam hajsu żeby zapłacić za drinki — wyszczerz godny podziwu — W taki oto dyskretny sposób próbuję cię powiadomić, że mój hajs wynosi równe zero. A jeśli nie zapłacisz, to zaraz tobie nogi zmiękną. W kwasie — przybrałem poważny wyraz twarzy. Mówiłem naprawdę, a z tym kwasem nie żartuję. Powinien się domyślić, imbecyl. Ludzie z pracy są okropni, Boże święty. Pieniędzy żałują. Ostatecznie mogę użyć swoich super mocy, czy cokolwiek. Z uśmieszkiem przetransportowałem się do drzwi wyjściowych, czując na sobie palące spojrzenie faceta. Nawet zapomniałem jego imienia, ale wiem, że go znam. Chyba. Ale ten wzrok nie był tak straszny jak ten braci Renesmee. Nie widziałem jej szmat czasu, w sumie może i dobrze. Znikając z zasięgu Leoandra, jestem bezpieczny. Jak na razie.
Przeciągając się na tyle, że coś postanowiło mi strzyknąć w plecach, zaciągnąłem się głęboko powietrzem. Przedwiośnie, co? Ludzie, więcej ludzi, kwiatki i błoto. Plus Wielkanoc. Jajka. Trawa. Zające. Wybawicielu, zające. Wszystko, tylko nie one. Odgoń te myśli, masz jeszcze parę miesięcy życia.
Włożyłem dłonie do kieszeni, wymijając tłum nastolatek pędzących po chodniku. Jedna obejrzała się za mną, co kosztowało ją spotkaniem ze słupem. Rudy przyciąga uwagę, taktak. Skierowałem się w stronę parku, i tak nie mam nic do roboty. Droga była krótka, o dziwo. Jakieś laski biegały w legginsach, a coś postanowiło mi zabić nogę.
— Chciałeś mnie do kurny nędzy zgwałcić?
— Zajebać portfel, nie mam hajsu żeby zapłacić za drinki — wyszczerz godny podziwu — W taki oto dyskretny sposób próbuję cię powiadomić, że mój hajs wynosi równe zero. A jeśli nie zapłacisz, to zaraz tobie nogi zmiękną. W kwasie — przybrałem poważny wyraz twarzy. Mówiłem naprawdę, a z tym kwasem nie żartuję. Powinien się domyślić, imbecyl. Ludzie z pracy są okropni, Boże święty. Pieniędzy żałują. Ostatecznie mogę użyć swoich super mocy, czy cokolwiek. Z uśmieszkiem przetransportowałem się do drzwi wyjściowych, czując na sobie palące spojrzenie faceta. Nawet zapomniałem jego imienia, ale wiem, że go znam. Chyba. Ale ten wzrok nie był tak straszny jak ten braci Renesmee. Nie widziałem jej szmat czasu, w sumie może i dobrze. Znikając z zasięgu Leoandra, jestem bezpieczny. Jak na razie.
Przeciągając się na tyle, że coś postanowiło mi strzyknąć w plecach, zaciągnąłem się głęboko powietrzem. Przedwiośnie, co? Ludzie, więcej ludzi, kwiatki i błoto. Plus Wielkanoc. Jajka. Trawa. Zające. Wybawicielu, zające. Wszystko, tylko nie one. Odgoń te myśli, masz jeszcze parę miesięcy życia.
Włożyłem dłonie do kieszeni, wymijając tłum nastolatek pędzących po chodniku. Jedna obejrzała się za mną, co kosztowało ją spotkaniem ze słupem. Rudy przyciąga uwagę, taktak. Skierowałem się w stronę parku, i tak nie mam nic do roboty. Droga była krótka, o dziwo. Jakieś laski biegały w legginsach, a coś postanowiło mi zabić nogę.
— Yoo, Ren, zostaw mi stopę, zostaw stopę mówię — naszczekał na mnie. Brak poszanowania dla ginącego gatunku. Klęknąłem przy psie, biorąc go na ręce. Znowu szczek i merd puszystym ogonem. Spokojnie Zacharie, nikt nie zauważy, że się trochę uśmiechasz.
— Cześć! — znajome głosy mnie nawiedzają. Źródłem jego była Renesmee. Trzy miesiące, jak to zleciało. A uwaga zawiesiła się na koszulce dziewczyny. Alibi, co? Głośne brawo za inteligencję, Leo. Odwala dziwne tatuśkowe akcje, to już chyba jakiś fetysz. Natomiast długowłosa pomachała na powitanie, podchodząc do mnie bliżej.
— Cześć! — znajome głosy mnie nawiedzają. Źródłem jego była Renesmee. Trzy miesiące, jak to zleciało. A uwaga zawiesiła się na koszulce dziewczyny. Alibi, co? Głośne brawo za inteligencję, Leo. Odwala dziwne tatuśkowe akcje, to już chyba jakiś fetysz. Natomiast długowłosa pomachała na powitanie, podchodząc do mnie bliżej.
— Rozumiem że chodzenie w słabych prezerwatywach jest teraz modne — mruknąłem, odstawiając szpica na ziemię. Podreptał do nastolatki, siadając obok niej.
— Co? O czym...? A, nie, nie. Wiesz jaki jest Leo. To po prostu urocze z jego strony — zaśmiała się krótko.
Uroczy jak kastracja zardzewiałą siekierą w lesie.
— Co? O czym...? A, nie, nie. Wiesz jaki jest Leo. To po prostu urocze z jego strony — zaśmiała się krótko.
Uroczy jak kastracja zardzewiałą siekierą w lesie.
— Cukier i miód — parsknąłem, poprawiając okulary.
[Reneeee?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz