Starałem się obserwować każdy jego ruch, nawet ten najdrobniejszy- mógł on zdradzić jego reakcję na aktualny obrót wydarzeń. Porównanie go do bestii zdawało się być najodpowiedniejsze. Nerwowe tiki, wzrok wyłapujący, wręcz oszalały. Tym właśnie był- sadystycznym zabójcą, który sam siebie nazywał łowcą lub żołnierzem. Inteligentny szaleniec, to coś, do czego powstania nie powinni dopuścić. Zamknięty w ciele niepozornego tatuażysty, ujawniający się w najmniej odpowiednich momentach. Był częścią mnie, a ja niego.
Kolejna runda chodzenia przed stalowymi drzwiami, delikatne stukanie opuszkami palców o barierę. Pierwszy raz bałem się o kogoś innego, niż członkowie mojej rodziny, o kogoś, kto nie powinien mnie obchodzić i po prostu stać się pożywką dla wampira, jak wszystkie poprzednie dziewczyny. To przy nich najczęściej się ujawniał, jakby próbował obronić mnie przed niepozorną miłością, poprzedzoną niewinnym zauroczeniem. Przeklinałem wolę moich przodków, pragnących stworzyć idealnego wojownika, mającego w chwili wybuchu wojny ostatecznej stanąć po stronie naszego wroga. Wbrew wolnej woli, której częściowo mnie pozbawiono. Teoretycznie przyzwyczaiłem się już do życia jako jedna z części całego mechanizmu autodestrukcji, nawet łatwo poszło, łatwiej, niż wyzbycie się przeszkadzających uczuć. Czasami nawet wracały, lecz równie nagle usuwałem je ze świadomości. Może właśnie to stało się moim osobistym przekleństwem, niewybaczalnym błędem przeszłości, nadal wpływającym na przyszłość. Gdybym tylko kilka lat wcześniej...
Huk pięści uderzającej o drzwi wyrwał mnie ze świata myśli. Po nim rozbrzmiał śmiech przerywany licznymi groźbami. Jedno zdanie przeniknęło do mojej pamięci.
— Nikt nie przeszkodzi mi w dokończeniu dzieła, zwłaszcza jakaś mała suka, która zawróciła mu w głowie — warknął. — Zbyt długo zajęło mi podporządkowanie sobie tego chłopaka.
Wtedy też głowę zaczął rozrywać mi ogromny ból. Bestia zatoczyła się, przewracając przy tym kilka drobnych przedmiotów. Dźwięk zderzania się ich z podłogą tylko spotęgował mękę. Nie miałem pojęcia, co się działo, a jednocześnie jakiś głos podpowiadał mi, że to było coś normalnego. Wszystko pochłonęła nieprzenikniona ciemność.
◇◈◇
Otworzyłem oczy, czując chłód. Dobrą chwilę zajęło mi dojście do wniosku, że leżałem na kafelkach i to właśni one były źródłem nieprzyjemności. Dłoń razem z czołem rwały jak jasna cholera. Powoli wstałem, mając totalną pustkę w głowie. Zdarzało mi się to coraz częściej. Czerwona kropla rozbryznęła się na nieskazitelnej podłodze. Rozbita głowa, super- tak brzmiała moja pierwsza myśl. Gdzieś w głębi mnie coś szeptało: dziewczyna. Nie było jej, fakt. A przecież miałem odwieźć ją do domu. Może ulotniła się po tym, jak zemdlałem? Chciałem już wejść na zaplecze, jednak uniemożliwiły mi to zamknięte drzwi.— Nifenye? — zapytałem spanikowany.
Tylko nie to.
[Nifenye?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz