11.3.17

Od Nifenye - Cd. Haego

Spokojny głos, dobiegający zza drzwi, wydawał mi się dziwnie znajomy. Moje imię wypowiedziane w normalny sposób, przez chwile skłoniło mnie do myślenia, iż Hae wrócił. Jednak jakaś wewnętrza część mnie wymazała tą informację z mojej głowy. Zmusiła do tego, by uważać, że to nieznana mi do tej pory postać, starała się wybawić mnie na zewnątrz. Siedzenie w małym pokoju przez kolejne minuty, jednak nie wchodziło w grę. Potrzebowałam pomocy, zaraz, natychmiast, teraz. Rany sprawiały mi coraz gorszy ból, odbierając siły na walkę, siły na to by nie poddać się ciemności. Musiałam stąd wyjść, a opcja była jedna, żelazne drzwi... Przez które nie mogłam przeczytać myśli mężczyzny…
- Nifenye… - rzekł, pociągając za klamkę.
Jeszcze raz spojrzałam na wrota, rozważając wszystkie za i przeciw, zmuszając się do powolnego wstania. Nie było innego wyjścia, musiałam się stąd wydostać, choćby siłą. Z jednej strony bałam się zrobić chłopakowi krzywdę… Wiedziałam, że gdy powróci do normalnej postaci, rany zostaną. Zrobię to szybko, bez starć i bezpośrednich ataków… Otworzę drzwi i pobiegnę wprost na ulicę… Tak jak pomyślałam tak zrobiłam. Przyznam, tego co działo się wtedy w moim wnętrzu, nie da się opisać słowami…Skrócę to do paru słow. Pewność siebie zmieszana z panicznym strachem.  Przekręciłam cicho klucz w zamku, mocniej ściskając miecz w dłoni. Zaczęłam ciężej oddychać, czując palący ból w klatce piersiowej. Szybko nacisnęłam klamkę, ostatkiem sił pchając drzwi. Wypadłam z pokoju trzymając broń nad głową, jednak od razu się zatrzymałam. To co zobaczyłam, po prostu zwaliło mnie z nóg…
- Hae… - jęknęłam, panicznie cofając się do tyłu.
Moje mięśnie odmówiły wtedy posłuszeństwa, przez co Escadron upadł na ziemię. Wewnątrz mnie odbywała się nigdy wcześniej nieznana mi walka, którą przegrałam. Moim ciałem zawładnęła rozpacz. Widziałam jak chłopak lustruje mnie wzrokiem, przez co jeszcze bardziej się wycofałam, starając się zasłonić rany na mym ciele.
- Ni… - wyciągnęłam rękę do przodu, chcąc tym pokazać, by nie podchodził bliżej.
Emocje szarpały mną od środka, zmuszając do szlochu i uronienia łez. Przełamanie się by podejść do blondyna, zajęło mi chwilę. Lecz gdy już miałam podejść, kaszlnęłam, zasłaniając usta rękoma. Odsuwając dłonie od twarzy, zauważyłam na nich dość dużą plamę krwi. Ostatki sił, wyparowały ze mnie gdy spojrzałam na przerażonego chłopaka. Oczy zamknęły się, a moje ciało zaczęło upadać.
[Hae?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz