-Cholera- szepnęłam, znowu łapiąc się za głowę. Boli... Odwróciłam się, opierając plecami o pień. Zapewne będę miała brudne ubrania, ale walić to. Powoli opadłam na ziemię, siadając na niej i unosząc twarz w górę. Przez liście prześwitywały już promienie słońca. W takim tempie spóźnię się na zajęcia... Martyna może zacząć się martwić. Jak zwykle, zresztą.
-Nie sprzątnęłam kuwety- wymamrotałam, przymykając oczy. Świetnie, będę musiała się przygotować na smutne spojrzenia moich kociąt. Westchnęłam, podpierając się rękami z dwóch stron, próbując wstać. O dziwo, nie przewróciłam się ani nie zachwiałam. Ból głowy też już częściowo zniknął. Otrzepałam jeszcze swoje ubranie z leśnego brudu, po czym powoli ruszyłam ścieżką do wyjścia na ulicę. Nagle usłyszałam klakson samochodowy. Upadłam na kolana, zakrywając uszy dłońmi i zaciskając mocno oczy. Jakie to było głośne... Otworzyłam powoli oczy, rozglądając się wokół. Skoro usłyszałam klakson, do tego tak głośny, gdzieś niedaleko musi być już ulica. Lekko się uśmiechnęłam, wciągając powietrze nosem. Wtedy poczułam dwa zapachy, znajome. Jeden, który przypominał mi woń tego czarnego wilka, który wczoraj mnie gonił. A drugi... Był tak bardzo znajomy, że nie byłoby szans, bym go nie rozpoznała. Podniosłam się z ziemi, idąc w stronę, skąd zdawały się pochodzić oba zapachy. Już nie myślałam o domu, o moich kotach. W głowie wciąż siedział mi zapach róż Ethana. Muszę się w końcu dowiedzieć, czemu czuję ich aromat. Po jakimś czasie w końcu doszłam na jakąś małą polankę. Oparłam się o grube drzewo, za którym zawsze mogłam się schować. Na zielonej trawie, zapewne mokrej od rosy, siedziała dwójka ludzi. I o dziwo, mi znajoma. W końcu, jeśli chodzi o klientów kawiarni, którzy byli tam kilka razy, to umiem ich zapamiętać. Zwłaszcza jeśli to była dziewczyna, która dostała kawę na koszt lokalu oraz jej białowłosy chłopak. Tylko... Co oni tu robią..?
<Vivienne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz