11.2.17

Od Dimitrija - Cd. Nyrenthii

Jeśli mam być szczery, to trochę zaskoczyła mnie zaistniała sytuacja. Przyszła jakaś dziewczyna, obca mi kompletnie, kupiła łuk i tak znikąd chciała znać moje imię oraz dała mi karteczkę z numerem. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałem. A propo karteczki...
Spojrzałem na kawałek papieru. Wziąłem go do ręki i uważnie mu się przyjrzałem. Przy okazji odczytałem zapisany na niej numer. Przejechałem palcem po bokach karteczki. Głatka, kwadratowa, pomyślałem, nada się. Darmowa kartka, trzeba korzystać. Zacząłem zginać ją, tworząc zwierzątko. Na początku była to improwizacja. Ostatecznie z kawałka papieru powstał mały kotek. Poprawiłem niektóre zagięcia, żeby origami się nie rozpadło, a następnie gotową figurkę postawiłem na ladzie obok świnki.

Kolejny jakże nudny dzień w sklepie. Nie ma to jak beznadziejny poranek rozpocząć beznadziejną rozmową. Ponownie przyszła tamta brunetka od długopisów. Pytała, czy przyszła dostawa.
- Nie da się w tak krótkim czasie zdobyć długopisów - mruknąłem bawiąc się papierowym kotkiem.
- Naprawdę? - zapytała klientka, z nutą ironii. 
- No... jest na wyspie jakaś tam podziemna rezydencja, gdzie trochę ich tam jest ukrytych w przeróżnych kątach, ale komu chciałoby się tam iść?
- Niech pan pójdzie.
Podniosłem na nią wzrok. Jej wyraz twarzy przypominał osobę, która zachowuje się jak typowy patrycjusz, szlachta czy coś w ten deseń. 
- Niech pani sama sobie pójdzie - odparłem. - Ja nie jestem od łażenia po jakichś zaniedbałych domostwach bogaczy.
Wtem komórka znajdująca się w mojej kieszeni zaczęła burczeć. Przeprosiłem klientkę, a następnie odebrałem.
- Słucham - powiedziałem od niechcenia.
- Aristov, mam dla ciebie zajęcie - odezwał się właściciel.
- Niech zgadnę, znów pan podsłuchał całą rozmowę i teraz zapewne będę musiał zapieprzać po długopisy?
Trochę popularne były u niego podsłuchy. Dzwoni w ,,najlepszym" momencie i daje jakieś zadania albo każe zgodzić się w danej kwestii z klientem. Najgorsze jest to, że ja ciągle zapominam, że niekiedy lepiej jest się zamknąć.
- Tak - odparł spokojnie właściciel. - Już dzwoniłem po Hansa, zastąpi cię w sklepie, więc możesz się ubierać. A tak w ogóle, z tych długopisów mógłby być niezły zysk.
- Pozory mylą - mruknąłem.
- Nie niszcz mi marzeń, dobrze?
Rozłączyłem się. Świetnie, pomyślałem, jeszcze czego? Spojrzałem na klientkę.
- Niech przyjdzie pani po południu albo wieczorem - mruknąłem niezadowolony. 
- Będą długopisy? - spytała, choć to trochę bardziej brzmiało jak stwierdzenie.
Ubrałem kurtkę i zarzuciłem kaptur na głowę. Bez słowa wyszedłem ze sklepu.

Choć las był niewielki, droga wydawała się ciągnąć bez końca. Szedłem powolnym krokiem. Jakoś mi się nie spieszyło. Każda spędzona minuta z dala od pracy, zwłaszcza od tamtej klientki, nie była zła.
Spacerkiem z wolna zbliżałem się do rezydencji, która nie była aż tak blisko. Zaopatrzony byłem w latarkę, parę karteczek, scyzoryk i... i to wszystko.
Sprawdziłem godzinę w komórce. Wtem coś świsnęło za moimi plecami. Odwróciłem się i ujrzałem wbitą w pień strzałę. Zaciekawiony podszedłem do niej trochę bliżej.
- Em... przepraszam, ale nie jestem zwierzyną - powiedziałem głośno.
Usłyszałem szelest. Spojrzałem w stronę krzaków, z których po chwili wyszła dziewczyna.
- Przepraszam, nie chciałam - rzekła.
Popatrzyła na mnie. Przez chwilę była nieco zaskoczona, szybko jednak przyjęła spokojny wyraz twarzy.
- Myślałam, że nikt tędy nie chodzi - powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy. 
- Bo nie chodzi - odparłem.
Po chwili dziewczyna dodała trochę ciszej:
- Tak przeczuwałam, że się spotkamy. 
No tak... to była tamta, co kupowała łuk. Nyrenthia. 
Nastała cisza. Trochę niezręczna cisza. Mój wzrok utknął na łuku, który trzymała jasnowłosa w ręce. Chciałem tą ciszę jakoś przerwać, dlatego spytałem:
- Jak się sprawuje?
Ruchem głowy wskazałem łuk. Nyrenthia zmierzyła go wzrokiem.
- Bardzo dobrze - odparła. - Szybko strzela, a przede wszystkim jest lekki. A czy mogłabym wiedzieć, co tu robisz? - dodała trochę niepewnie po chwili.
- Muszę załatwić jakieś długopisy z podziemnej rezydencji dla jakiejś wrednej klientki.
Rezydencja, która zapadła się pod ziemię. Obecnie można się do niej dostać poprzez przejście przez jakąś jaskinię. W środku poukrywane są magiczne długopisy, których właściciel był wielkim kolekcjonerem. Kiedyś zabrano z niej sporą partię, ale zostało jeszcze więcej. Niestety, długopisy są ukryte w całej rezydencji i to nie najgorzej.
- Jak chcesz, to możesz się przyłączyć - powiedziałem.
Przynajmniej może szybciej byśmy je znaleźli, przeszło mi przez myśl.

Nyrenthia? Wybacz zwłokę... Chyba może być, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz