11.2.17

Od Avarie CD Vivienne

Zaskoczona otworzyłam usta. Zmieniłam jednak zamiary i je zamknęłam. Zerwałam się z fotela i otworzyłam drzwi, patrząc na numer. Zmarszczyłam brwi. Aha... Dobra. Wcale nie pomyliłam się o jakieś dwadzieścia liczb. Poczułam jak się rumienię. Spojrzałam na osoby, którym zrobiłam wjazd na chatę. Jakaś dziewczyna, chłopak i kot. Ja to mam szczęście. Odwróciłam się i wybiegłam z mieszkania. Dzisiaj to już zrzucę co najmniej kilogram. Spojrzałam na ulicę. Jęknęłam. Świetnie. Po prostu świetnie. Jeszcze dwie ulice przeskoczyłam. Założyłam kaptur i zgarbiłam się. Powoli skierowałam się do domu. Nagle zadrżałam. Co? Ale dlaczego? Spojrzałam na swoje ramiona. I jeszcze kurtki zapomniałam. Lepiej być nie może. Po chwili wlazłam do mojego mieszkania. Usiadłam na kanapie i skuliłam się w kłębek. Z moich oczu poleciały łzy. Otuliłam głowę rękoma. Dzisiaj nawaliłam. Naprawdę nawaliłam. Wstałam, odwróciłam się i skierowałam się do łóżka. Pełna ponurych myśli zasnęłam.
*****
Następny dzień w szkole był kiepski. Nawet gorzej. Wyszło na jaw, że nie byłam u dyrektora, mam obniżoną ocenę za miesiąc i jeszcze była jakaś j#bana kartkówka! Walić to! Walić szkołę! I walić moją głupią kurtkę! Nagle usłyszałam nieco znajomy głos. Odwróciłam głowę i zamarłam. To była ta dziewczyna ze wczoraj. Zbladłam strasznie. Założyłam kaptur i spuściłam głowę. Oby mnie nie zauważyła, oby mnie nie zauważyła...
- Hej! Ty! Ta w kapturze czekaj! - k#rwa. Założyłam torbę i zaczęłam uciekać.

<Vivienne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz