Zaskoczona
otworzyłam usta. Zmieniłam jednak zamiary i je zamknęłam. Zerwałam się z
fotela i otworzyłam drzwi, patrząc na numer. Zmarszczyłam brwi. Aha...
Dobra. Wcale nie pomyliłam się o jakieś dwadzieścia liczb.
Poczułam jak się rumienię.
Spojrzałam na osoby, którym zrobiłam wjazd na chatę. Jakaś dziewczyna,
chłopak i kot. Ja to mam szczęście. Odwróciłam się i wybiegłam z
mieszkania. Dzisiaj to już zrzucę co najmniej kilogram. Spojrzałam na
ulicę. Jęknęłam. Świetnie. Po prostu świetnie. Jeszcze dwie ulice
przeskoczyłam. Założyłam kaptur i zgarbiłam
się. Powoli skierowałam się do domu. Nagle zadrżałam. Co?
Ale
dlaczego? Spojrzałam na swoje ramiona. I jeszcze kurtki zapomniałam.
Lepiej być nie może. Po chwili wlazłam do mojego mieszkania. Usiadłam na
kanapie i skuliłam się w kłębek. Z moich oczu poleciały łzy. Otuliłam
głowę rękoma. Dzisiaj nawaliłam. Naprawdę nawaliłam. Wstałam, odwróciłam
się i skierowałam się do łóżka. Pełna ponurych myśli zasnęłam.
*****
Następny
dzień w szkole był kiepski. Nawet gorzej. Wyszło na jaw, że nie byłam u
dyrektora, mam obniżoną ocenę za miesiąc i jeszcze była jakaś j#bana
kartkówka! Walić to! Walić szkołę! I walić moją głupią kurtkę! Nagle
usłyszałam nieco znajomy głos. Odwróciłam głowę i zamarłam. To była ta
dziewczyna ze wczoraj. Zbladłam strasznie. Założyłam kaptur i spuściłam
głowę. Oby mnie nie zauważyła, oby mnie nie zauważyła...
- Hej! Ty! Ta w kapturze czekaj! - k#rwa. Założyłam torbę i zaczęłam uciekać.
<Vivienne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz