- Cóż, sądze więc, że nie chcesz zjeść reszty moich kabanosów i Laysów - przedrzeźniłem go i jak gdyby nigdy nic odszedłem od łazienkowych drzwi na kilka metrów.
- Niech ci się nie wydaje, że jak wiesz co lubię, to jesteś w stanie mnie przekupić - warknął prawdopodobnie w koc, ponieważ odpowiedź była dość stłumiona. Wzruszyłem ramionami obojętny i skoczyłem do lodówki by wziąć potrzebne mi rzeczy. Z chytrym uśmiechem na twarzy wyciagnąłem stępiony nóż, tależ z kabanosami, otwartą paczkę cebulowych Laysów i kubek, do którego wlałem sobie krew z lodówki. Chwilę później wróciłem z wszystkim do wspomnianych wcześniej drzwi. Z nie schodzacym z twarzy uśmiechem otworzyłem drzwi nożem, który później rzuciłem gdzieś w kat. Z radosnym okrzykiem przeszedłem przez drzwi i usiadłem na sedesie, podajac chłopakowi posiłek.
- Nie powinienem ci tego dawać, ale wiesz, że nikt inny tego nie zje - mruknąłem i pociągnąłem łyka czerwonej cieczy. Przecież nie będę głodować, bo mój przyjaciel nie chce wystawić szyi. - Bycie wampirem jest takie upierdliwe - jęknąłem.
- Ty zawsze byłeś upierdliwy - odgryzł się wkurzony Zach, który zabijał mnie wzrokiem i ładowal sobie kabanosy do ust. Zaśmiałem się cicho.
- Do tej pory ci to nie przeszkadzało. Znalazłeś sobie kogoś czy coś? - zapytałem podejrzliwie. W odpowiedzi otrzymałem tylko wystawiony środkowy palec i szelest paczki. Uśmiechnałem się sztucznie i odstawiłem pusty kubek na ziemię. - W każdym bądź razie mój pokój jest przez pierwsze drzwi na lewo. Jak coś chcesz, to przyjdź. Wiesz, że i tak nie będę spał - mruknąłem i wyszedłem z pomieszczenia dając mu święty spokój
<Zachie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz