Ubrałem kurtkę, jakieś przypadkowe buty, nie wiem nie patrzyłem, była trzecia w nocy. Tak, nie obchodzi mnie godzina, dobro mojej kochanej Beci jest ważniejsze od wypoczynku tych innych, nędznych kreatur! Przynajmniej kolejki nie będzie, ani kontaktów wzrokowych. Ach to szczęście! Tylko szkoda, że gdy schodziłem z pierwszego piętra zaatakował mnie schodek, i o mało co nie wypieprzyłem się na mordę. Boże, co to by była za apokalipsa! Nikt by tego nie przeżył.
Przeklinając ten wytwór szatana, wyszedłem z budynku, czując dziwny przewiew na stopach. Ostatecznie waliłem to, idąc w kierunku hajsodajni. Na szczęście, parę metrów dalej jest sklep militarny, hehe. Narody, drżyjcie przede mną. Tak jak moje kolana z zimna.
Jakieś dziesięć minut później byłem na miejscu. Chciałem wyciągnąć kartę, kiedy to poczułem czyiś oddech na karku. Tak, ma się tą wrażliwą skórę! Niczym moje emocje.
- Zacharie, o święty Allahu! Nie wiedziałem, że tu jesteś no aww! – co to za dzikie piski. Chwila momento, znam tą upierdliwość, tak bardzo ją znam.
- Zen? – mruknąłem, nie wierząc w swoje słowa – Ty upieprzony mąką pedale, co tutaj robisz!? – no cholera, naprawdę przypłynął tutaj za mną?
- Przyjechałem sobie, a co! Nadnaturalnym się jest, zapomniałeś? – wykrzyczał podekscytowany, tuląc mnie po chwili. Serio, nie wiedziałem co robić. – Tęskniłem za tobą, noo... – zbliżył swoje usta do mojej szyi. Nie, nie on znowu chce to zrobić tak, on znowu chce mnie wykorzystywać, no nie, nie ja się tak nie bawię, nie. I wtedy ponownie doświadczyłem tego miłego uczucia, aż mi nogi zmiękły. Odwiedziły mnie dreszcze, a dokładniej moje plecy. Dziękuję, Zenie, naprawdę. Jak za dawnych lat, robisz ze mnie ciotę.
- Za tym też – wymruczał, uśmiechając się. Warknąłem krótko w odpowiedzi.
< Zenonie? 👍 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz