26.12.16

Od Zacharie - Cd. Zena

  No okej, tu mnie ma. Boże tak, mięso prosto z patelni. Szkoda tylko, że akurat on na to wpadł. Miałem chwilowe załamanie, a mózg nie chciał przyjąć do świadomości, że ktokolwiek jest dla mnie teraz miły. Rzucał dziwne teksty typu oN CIĘ WYKORZYSTA, PRZYJACIELU. Taaak, przeszłość nie była zbyt fajna. Kanapa Zena też nie była spoko, za twarda. Życie czemu mi to robisz, miałem nadzieję na lepsze znajomości, a nie bóle karku i dziury na nadgarstkach.
- Czy moje strzelanie do człowieka, który zatruwa mi życie aż tak ci przeszkadza? – parsknąłem, chowając ręce do kieszeni. Kolistym ruchem ramienia poprawiłem sobie pasek od Beci, bo trochę mi się wbijał w obojczyk – Poza tym, picie jest spoko. Póki mam w sobie nawet kilka promili, nie chcesz mnie tknąć. I tego się trzymajmy. W sumie skoro tu jesteś, chyba będę zmuszony pić codziennie – mruknąłem cicho, spoglądając na bok.
- Nie, nie pozwolę ci. Musisz dbać o swoje zdrowie. Chcesz być na odwyku, przez te twoje durne odpały? Zabraniam ci od dzisiaj, a teraz chodź, idziemy ubić trochę kaczek. Naprawdę zgłodniałem, i nie pogardzę ugryzieniem cię znienacka! – zaśmiał się, łapiąc mnie pod rękę. Przymrużyłem oczy, wciągając wolno powietrze. Bez słowa zacząłem iść w stronę miejskich stawów, tam do parku w centrum. Było zimno i ciemno, ludzi brakowało na ulicach. Słowem, świat idealny. Zen natomiast coś do mnie bełkotał, tylko jakoś tak, sam nie wiem, nie miałem ochoty słuchać tego idioty? Pieprzył coś o tym, jak to Nez go wkurzał, że cieszy się, że nadal lubię jeść bekon, o tym jak stracił swój telefon, przez co nie mógł robić sobie fotek na Tindera. I co tutaj jest bardziej niebezpieczne, mój nawyk, czy jego? Poza tym, nawet nie wiem kiedy, dotarliśmy na miejsce. Kaczek o tej porze nie było, a umysł krzyczał tylko bieGNIJ PÓKI MASZ CZAS. Niestety zbyt wolno oceniłem sytuację, przez co wylądowałem z Zenem na jednej ławce. Tafla stawu pozostawała nieruchoma. W niektórych oknach paliło się światło, czasami przejeżdżało auto. Obserwowałem okolicę, podczas gdy białowłosy nadal coś gadał, ale tryb ignore się mi włączył, no sorry. W pewnym momencie ucichł, co mnie nieźle zaskoczyło. Jego następny ruch również, dokładniej naruszył moją przestrzeń osobistą po raz kolejny. Oparł swój łeb o moje ramię, zakładając ręce na piersi. Dawaj Zacharie, masz jeszcze czas żeby uciec, może podczas upadku na dechy dostanie wstrząsu mózgu. Jak się sprężysz do niczego tu nie dojdzie, bo atmosfera jest dziwna. Za dziwna jak na ciebie. Naah, trzeba było siedzieć w domu, dobra dość.
  Odchyliłem głowę do tyłu, zaciągając się powietrzem.
- Po kija tu siedzimy, skoro te kury uciekły – warknąłem, przymykając oczy.
- Ciesz się sytuacją, hmhmh – zachichotał krótko. Boże, co się tutaj dzieje.

< Zenon? Dziwna wena mnie dopadła 👌 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz