26.12.16

Od Zacharie - Cd. Zena

  Ten człowiek działa mi na nerwy, choć w sumie ma trochę racji. Za każdym razem wywalam się, potykam, spadam lub ześlizguję z jakiejkolwiek możliwej powierzchni. Chociaż czasem potrafił być fajny. Kiedy rozwaliłem sobie brew, dał mi nawet plaster w żyrafy, potem nawet przytulił.
  Westchnąłem głośno, wybierając pieniądze z automatu, podczas gdy białowłosy miętolił rude kosmyki pomiędzy palcami. Dlaczego ja w ogóle go znam, jeszcze nigdy człowiek nie znajdował się tak blisko mnie. Zazwyczaj dostawał po mordzie i odchodził, a tu proszę. Ten się uparł i to mocno. Cóż, Zacharie, na takich nie warto marnować naboi. Masz innych do załatwienia.
- Może i niezdarny, ale żaden twój. Nie pozwalaj sobie na za wiele, już wystarczy, że daję ci się macać po włosienicy i bezkarnie molestujesz moją szyję, emocje też. Dobrze wiesz jak reaguję na dwoje ukąszenia, deklu jeden – warknąłem, odpychając go od siebie – Teraz idziemy po kolegów dla Beci, ona czuje się taka... pusta – w oczach chłopaka pojawiły się iskierki. Momentalnie złapał mnie za rękę, mając ten swój wyszczerz. Zastrzelcie mnie.
- znACZY JA IDĘ, TY TU ZOSTAJESZ – wrzasnąłem, pokazując na niego palcem.
- Aww, Zachieee, masz pojęcie, że ci nie pozwolę? Jest trzecia w nocy, jeszcze ktoś mi cię zabierze i co zrobię? Wiesz, jaki byłem przybity, kiedy wyjechałeś? Próbowałem się do ciebie dodzwonić, napisać, ale nigdy nie odbierałeś wiadomości. Jak mogłeś mnie tak zignorować? – jęknął, przybierając smutny wyraz twarzy. On naprawdę nie żartuje, Boże.
- Przykro mi, ale przez resztę twojej nędznej egzystencji będziesz musiał zadowolić się tym swoim Nezem, sorry – próbowałem wyszarpnąć dłoń z jego uścisku, ale się nie dało. Cholera jasna, trzeba w końcu pójść na tą siłkę. Zerknąłem przelotnie na Zena, ponownie próbując wydostać się z jego kleszczy. Ten jednak nadal stał, zagryzając dolną wargę.
- Jak z dzieckiem, kurna. Dobra, chodź, mamy mało czasu żeby dojść – przerwało mi jego dzikie spojrzenie. Momentalnie zacząłem cosplay'ować ketchup. Zasłoniłem się rękawem, wydając z ciebie coś na wzór jęku, westchnięcia i czegokolwiek, co wiąże się z moim upokorzeniem.
- Mogłeś poprosić, to obiecuję, że doszlibyśmy teraz – zacmokał, skocznym krokiem idąc w kierunku sklepu. A przynajmniej tak sądziłem
- Moment, to ja miałbym być na dole w tym porypanym statku!? – mój umysł miał chwilowe ładowanie. Dopiero teraz to zajarzyłem.
- Nie sugerowałem tego, ale jeśli wolisz...
- Dobra, skończ. Jutro nie chcę cię widzieć, okej

< Zenu? B) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz