Ponownie dostałem krótkiej wizji, która pokazała mi jedno. Po grubej wymianie słów z Leonardem, po prostu padłem na ziemię, w ogóle nie podnosząc. Nie wiem co dokładniej się stało, ale Renee zaczęła na niego krzyczeć, ja nie mogłem się unieść, powoli widziałem ciemność. Jego oczy płonęły czerwonym kolorem, jakby zaszły krwią. A ja miałem jak zwykle uśmieszek na ustach. Okejka dla mojej śmierci, bo to pewnie było to. Myślałem, że zginę jak bohater, czy cokolwiek. Lecz to nie jest pewna przyszłość, mogę przeżyć jak mi się zechce. Nikt mi nie zabroni.
Usłyszałem krótki śmiech, następnie ktoś szczeknął. Wilkołek, ot co. Jeszcze woń kebaba... Czy to Ren wpierdzielał kebaba? Tak, z tego co pamiętam, to przed moim upadkiem Leoander coś o nim pierdzielił. Podniosłem się szybko do pionu, ale świat miał do mnie inne plany. Postanowił obdarować mnie bólem głowy. Jakby ktoś koło mnie stał i walił po łbie kijem, różowym dildem, czymkolwiek. Chwila, ten biały cwel tutaj jest. Cholera, Zacharie, możesz umrzeć. Jesteś zagrożony, możesz jeszcze uciec przez okno. Zerwałem się z kanapy, ignorując wszechświat dookoła. Tyle, że do kuźny nic nie widzę. Gdzie moje okulary, halooo. Zgubiły się, super. Jak mam stąd wyjść, skoro widzę czarną dupę po prostu. Szare plamy tańczyły kongę na ścianach pokoju, a ja próbowałem wymacać swoje gogle. Coś mi tylko nie pykło, bo zaatakował mnie stolik. Z głośnym przekleństwem przywitałem jego blat. Mmm, z brzozy. Ładnie pachniał. Poderwałem się, usiłując jak najciszej przenieść się do pokoju Renesmee. Stawiam nerkę, że tam są. Jeżeli jeszcze tam jest, pamiętam że przegrałem ją za dwa Żubry podczas pobytu w Cebulolandii. Ach, dobre, stare czasy.
Wszedłem do pokoju, chyba prawidłowego. Jakimś cudem wypatrzyłem dwie ruchome plamki, które toczyły się wokół jakiejś mniejszej. Zapachniało kebabem i złamaną miłością. Tak, to tutaj.
- Nie zwracajcie na mnie uwagi, ja tu tylko po mój wzrok – mruknąłem nerwowo, stawiając krok do przodu. Znowu Bóg mnie nienawidzi, bo postanowił mnie ponownie zeswatać z podłogą – Kur*a.
- Zacharie, nic ci nie jest? Czemu nie zostałeś w pokoju? – tak, Renesmee skupiła na mnie całą swoją uwagę. Tymczasem poczułem czyiś szorstki język na twarzy.
- Renee, nie gwałć mnie, jeszcze nie teraz – syknąłem, próbując się podnieść.
- To tylko Ren, idioto. Zachowuj się normalnie, bo... – kolejny głos, należący do Leoandra.
- Leo, przestań! Nhh, chodź, idziemy po twoje okulary – dziewczyna pomogła mi wstać, po czym zaprowadziła mnie z powrotem na kanapę. Czyli szedłem tam po nic!? No spoko życie, spoko
< RenRen? Brakowena >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz