Idiota, nie ogarnął, że w portfelu mam tylko rachunek z biedry. Roślina, którą Idiota zeżarł, rzeczywiście nie była trująca, ale wywoływała silny ból głowy i brzucha oraz powodowała halucynacje. Jeśli zjadłby jeszcze jedną, zdechłby na miejscu. Parsknęłam pod nosem, mrucząc coś o jego głupocie i szczęściu. Powolnym krokiem wracałam do domu, by zrobić napary z ziół. Później zamierzałam je sprzedać na Czarnym Rynku i pójść raz jeszcze do lasu. Tym razem po leśne owoce.
Przebrana w wygodniejsze ciuchy ponownie przechodziłam między drzewami. Podrzucałam w dłoni jedno z jabłek, dopóki nie zobaczyłam leżącego pod drzewem Idioty. Podeszłam do niego i dotknęłam stopą jego żeber, poruszając w tę i we w tę. Ten leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się złośliwie.
- I co? Nadal żyję! – zawołał, wstając energicznie. Wymownie spojrzałam na słońce, po czym przeniosłam wzrok na chłopaka. Uśmiechnęłam się z kpiną.
- Trzy.. Dwa.. Jeden.. – mruknęłam, wpatrując się w jego twarz. Natychmiast przybrała kolor mdłej zieleni, a chłopak pochylił się lekko.
- N-nic mi nie jest.. To.. To od kebsa.. – wymamrotał. Parsknęłam cicho i podałam mu krwistoczerwone jabłko.
- To trochę zniweluje ból. Sam przejdzie po jakiś dwóch, do trzech godzin. – powiedziałam, nadal z uśmiechem. – Warto mnie czasem posłuchać. – dodałam, po czym ruszyłam przed siebie.
[ Reik? N O I C O? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz