-Widzisz już?- spytałam, lekko się uśmiechając. Chłopak pokiwał głową, po czym położył się na mnie.
-To, co teraz robimy..?- spytał, uważnie na mnie spoglądając. Popatrzyłam na niego lekko zdziwiona, już w myślach wołając Leoandra, by mi pomógł. Jak na zawołanie, Zach został podniesiony przez silniejszego Leo do góry, po czym został puszczony na podłogę, spotykając się twarzą z drewnem. Lekko się zaśmiałam, po czym sama wstałam z kanapy i podałam rudemu dłoń, którą po chwili chwycił, dzięki czemu pomogłam mu powstać z ziemi. Lekko się zachwiał, jednak ja go przytrzymałam, aż spokojnie mógł ustać na nogach. Leoander chwycił Zachariego za kaptur i zaczął go ciągnąć w stronę kuchni, ja tylko grzecznie zaczęłam za nimi iść. O dziwo, chłopak nie stawiał mojemu bratu oporo, co musiało przynajmniej w jakiś sposób go zadowalać. Leo posadził Zacha na krześle, wręczył mu do dłoni obieraczkę i postawił przed nim miski, jedną z burakami i marchewką a drugą pustą, zapewne na obierki.
-Spójrz na mnie- rozkazał rudowłosemu lekko zły Leoander. Zacharie spojrzał na niego niepewnie. -Wybaczę ci tę scenę w pokoju mojej siostry- wyjaśnił, robiąc pauzę. -Ale w zamian pomożesz nam w przygotowaniu potraw na jutro- dodał, prostując się i zakładając ręce na klatce piersiowej. Nagle przyszła mi pewna myśl do głowy.
-A może przyjdzie też do nas na Wigilię?- spytałam pełna nadziei. Leo odwrócił się zdziwiony w moją stronę.
-W życiu, Mała- odpowiedział. "Mała"..? O nie... Stanęłam przed ciałem brata i spojrzałam mu groźnie w oczy.
-Przyjdzie, Śnieżko-
-Nie przeginaj, Ruda-
-Cwel- zaczęliśmy się przezywać, coraz bardziej zbliżając swoje twarze do siebie.
-Małpa-
-Koza-
-Dzida-
-Glizda-
-Suka-
-Skurwysyn- nasze twarze dzieliło dobre kilka centymetrów.
-Adoptowany bachor- wysyczał. Te dwa słowa wstrząsnęły porządnie moim ciałem. Nigdy nie myślałam, że Leoander kiedyś mnie tak nazwie... A przede wszystkim najgorsze było to, że obiecaliśmy sobie, że już nigdy nie wrócimy do starych czasów.
-Nie musisz mi tego przypominać- powiedziałam z łzami w oczach. Wytarłam jedną, co spłynęła mi po policzku, po czym poszłam do swojego pokoju. Przymknęłam drzwi i walnęłam się na łóżko, chwytając w swoje objęcia dużego pluszowego jednorożca, którego dostałam kiedyś na urodziny od taty... Nie daruje mu tego...
<Zacharie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz