- Wiesz co, znam bardzo fajną knajpkę nieopodal która należy do mojego przyjaciela.
- Chyba nie zaszkodzi spróbować, o ile po podłodze nie latają indyki i kurczaki, bo chyba bym zawału dostała.
Zaśmiałem się pod nosem, na co dziewczyna odpowiedziała ofensywnym szturchańcem w ramię.
Jednak wyglądała wtedy jak struna, nie potrafiła dosięgnąć co spowodowało u mnie jeszcze większe fale śmiechu. Założył ręce na klatce piersiowej i udawała urażoną.
- Dobra, jeśli chcesz coś dobrego do jedzenia to chodź za mną.
Posłuchała, czyli jednak nie jest tak źle. Przemierzaliśmy malownicze miasto z moim olbrzymem przy boku, przemierzyliśmy wąskie uliczki by dotrzeć do jego przybytku umieszczonego w dość postronnym miejscu. Z ramienia zwisał drewniany szyld a na nim kreatywna nazwa "Karczma Losu" z dwiema kośćmi w tle. Weszliśmy do środka, było tam przyjemnie ciepło, i gościło niewiele klientów. Wybraliśmy stolik blisko lady i zostawiliśmy na nim nasze rzeczy, po czym podszedłem do barmana:
- Mogę rozmawiać z właścicielem ?
- Niestety obecnie jest to nie możliwe, pan Takawa jest teraz niezwykle zajęty.
- W takim razie przekaż, że stary Wilk wrócił do swego leża - Dziewczyna popatrzyła się na mnie zdziwionym wzrokiem.
Kilka chwil później z bocznych drzwi których w zasadzie nie widać wyszedł szatyn średniego wzrostu z kilku dniowym zarostem, ubrany w luźne jeansowe spodnie i koszulkę z długim rękawem oraz z wykałaczką w ustach. Wpadliśmy sobie w objęcie po czum zaczęliśmy rozmowę:
- Benjamin, stary druhu dobrze wyglądasz, widać nieźle sobie radzisz.
- Nie mogę narzekać, teraz jest pusto, ale zobaczysz wieczorem. Ludzie walą drzwiami i oknami żeby się tu dostać, a ile zacnych dziewoi przychodzi, nawet sobie nie wyobrażasz.
- Może i masz rację, liczę, że jakąś mi przedstawisz. A swoją drogą chciałbym ci przedstawić
<Sylph?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz