26.12.16

Od Collina cd. Yaotzina

Kichnąłem, gdy poczułem jak biały proszek wchodzi mi do nosa. Podrapałem się w niego, słysząc śmiech Yao. W rewanżu także rzuciłem w niego mąką i wyglądał jak niedopracowany duszek. Także kichnął i zaczął zbierać z siebie mąkę. Pomachał głową na boki zrzucając z siebie jakąś jej część, gdzie dziadek dał o sobie znać głośnym kichnięciem.
- Nie marnujcie całej mąki - powiedział o zabrał ją z ręki Yao kładąc ją na stół. Niby głos miał surowy, ale minę przyjazną. Popatrzyłem jeszcze chwilę na Yao, który otrzepywał się z mąki, po czym podszedłem do zlewu i zmyłem ją z siebie. Chłopak za to pobiegł do łazienki, a ja zostałem sam z jego dziadkiem. Wróciłem do stołu i zajrzałem do książki kucharskiej. Najpierw trzeba było wbić parę jajek, a potem wymieszać je z cukrem. Miałem już to zrobić, jednak jego dziadek był szybszy. Dlatego też jedynie mogłem otworzyć cukier i wsypać go do szklanki.
- Zastanawiałeś się już co możesz kupić dla Yaotzina na święta? - zapytał. Spojrzałem na niego kątem oka nieco speszony. Szczerze? Tylko raz się nad tym zastanawiałem, przed snem. W końcu to miały być moje pierwsze święta, nie mam pojęcia co w takie dni się kupuje komuś.
- Myślałem o łyżwach - odparłem, a twarz mężczyzny jakby się rozpromieniła.
- To dobrze. Ostatnie mu się zepsuły i z tego co wiem, nie ma żadnych - wziął do ręki cukier i wsypał ją do miski, po czym podał mi łyżkę. - Mieszaj, a ja poszukam proszku do pieczenia - po tych słowach otworzył szafkę, a ja zacząłem mieszać składniki. W tym momencie do kuchni wszedł umyty Yao. stanął obok mnie i zajrzał do miski, przez co "przypadkiem" oblałem go ciastek. Chłopak z niezadowoloną miną spojrzał na mnie karcąc wzrokiem. Zaśmiałem się całując go w czoło, tym samym zlizując masę. Chłopak się lekko zarumienił, a ja mu oddałem łyżkę. Podszedłem do mężczyzny i zabrałem z jego rąk proszek do pieczenia, gdy on zaczął szukać laski wanilii. Wsypałem do środka jedną łyżeczkę. Do całej słodziutkiej masy wsypaliśmy potem mąki i zaczęliśmy ugniatać ciastko, z którego rożnymi foremkami wycinaliśmy ciastka. Wsadziliśmy je do piekarnika. Teraz musiały się upiec.
- Collin, chodź tutaj - powiedział do mnie jego dziadek, gdy siedziałem na kanapie, a Yao brał prysznic. - Kupiłeś mu już te łyżwy? - zapytał, na co pokręciłem głową.
- Nie zbyt się na tym znam, więc... - zacząłem, ale nie dał mi dokończyć.
- Za trzy dni święta, później ich nie kupisz. Idź teraz do sklepu, jak nie zdążysz, wymyślę coś. Miałem zamiar mu kupić figurówki, więc zamówiłem je tydzień przed. Ale skoro i ty miałeś taki pomysł, niech to będzie od ciebie prezent. Kupię mu coś jutro innego - wytłumaczył. Uśmiechnąłem się. Jego dziadek był na prawdę miły, wszystkie moje czarne scenariusze od razu zniknęły z mojej głowy. Podał mi trasę mniej więcej jak dojść do sklepu. Nie był daleko. Mężczyzna upomniał się jeszcze, że dopłacam ze swoich pieniędzy. Nie miałem nic przeciwko, więc szybko założyłem buty i wyszedłem z domu. Skierowałem się w prawo i biegiem ruszyłem wzdłuż ulicy. Przeszedłem przez pasy i już się znalazłem w sklepie sportowym. Tam znalazłem właściciela, który właśnie przenosił łyżwy dla Yao do magazynu. Zapłaciłem trochę, po czym z nową paczką mogłem wrócić do domu. Co lepsze, pudełko było już zapakowane, więc gdy dobiegłem do domu, jego dziadek jedynie schował go w miejsce, które zabronił mi się przyglądać. Poszedłem do pokoju. W tym momencie z łazienki wyszedł świeżo umyty Yao w pidżamie z tygrysa. Podszedł do mnie i szybko się ułożył blisko mnie, gdy nagle między nami wskoczył Alexandre.

<Yao? Prezent już mam ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz