W iście ekspresowym tempie wyszedłem na klatkę schodową jak ludzki taran, gotowy rozwalić wszystko i wszystkich, którzy stanęliby mi na drodze. Niestety nie należałem do osób anielsko cierpliwych, zwłaszcza po kilku miesiącach ciągłego łatania dziury w suficie, bo jakiś kundel zechciał sobie pokopać, a potem, o zgrozo, załatwić swoje potrzeby fizjologiczne w powstałym domku. Toż to musiał być jakiś wybryk natury, bo nawet koty nie słynęły z takiego natręctwa. Normalnie kiedyś złapię i ukręcę łeb albo dwa, ponieważ i jego pani należała do nieprzyjemnych osób, gorsza ode mnie, a podobno to ja byłem tym złym w bloku. Niestety lub stety okazało się, że mieszka tu ktoś bardziej chamski i wredny- staruszka spod czwórki i jej łysy szczur. Na dźwięk moich ciężkich kroków niektórzy ciekawscy wyglądali zza drzwi, lecz równie szybko woleli schować się do bezpiecznych lokali. Tsa... Po takim czasie mieszkania w moim towarzystwie nauczyli się, że lepiej nie zaczepiać zdenerwowanego mnie. Zatrzymałem się przed ozdobnymi wrotami do piekieł, mocno waląc w nie pięścią. Ze środka wydobywały się głośne dźwięki jakichś jazgotów sprzed połowy wieku albo i starsze. Ponowiłem próbę dobicia się do kobiety, ledwo powstrzymując od wdarcia się do środka siłą. Usłyszałem jedynie szczekanie jej pokracznego zwierzaczka, a zaraz potem przymilny głosik, uspokajający amatora przekopywania się przez kafelki. Szczęk przekręcanego klucza, powolne otwieranie drzwi... I szczur na jej rękach. Niby jakaś rasa made in China.
— Zabierz tego jebanego świerzba albo osobiście wyrwę mu łapy!— wrzasnąłem.
— Ach, przecież Pimpi jest grzeczny— oznajmiła.
— Niech cię szlag, stara prukwo!
[Nif?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz