26.12.16

Od Zena CD Zacharie

- Tak łatwo się mnie teraz nie pozbędziesz - zaśmiałem się i podreptałem za nim do tego dziwnego sklepu. Chłopak wszedł tam, najwyraźniej ignorując moją egzystencję. Super, ja się tu głowię jak zaciągnąć mojego kochanego brata na wyspę, żeby znowu go spotkać, a ten tak po prostu żyje we własnym świecie. Wydąłem wargi niezadowolony i jak posłuszny pies poszedłem za nim w alejkę z nabojami. Zach widocznie bywał tutaj tak często, że podszedł tylko do kartonika i wyciągnął trzy opakowania, od razu wracając się do kasy, by jeszcze później wyjść ze sklepu. Przez cały ten czas milczałem, ponieważ rudzielec prawdopodobnie zapomniał już że tutaj jestem. W pewnym momencie na ulicy minęliśmy jakiś bar 24/7, dlatego do mojej pustej głowy wpadł pewien pomysł. Jak w transie pociągnąłem go za przedramię do środka i posadziłem przy pierwszym lepszym stoliku.
- Co ty robisz? - syknął i schował broń pod stolik, zabijając mnie wzrokiem. Dosłownie. - Obiecuję ci, że jak stąd wyjdziemy, to cię zastrzelę - warknął jeszcze i usiadł spokojnie, patrząc na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się chytrze i podszedłem do jednego z kelnerów, by poprosić o danie, za które Zach byłby w stanie zabić. Chwilę później młody chłopak wrócił z talerzem pełnym bekonu i podstawił go rudemu pod nos, oraz odszedł życząc smacznego. Uśmiechnąłem się zwycięsko, kiedy oczy wyższego dosłownie zamieniły się w serca. Zachichotałem cicho, a ten spojrzał na mnie - ku zdziwieniu - łagodnie i wdzięcznie.
- Znając życie nic nie jadłeś, więc proszę bardzo. Na mój koszt, a teraz jedz zanim się rozmyślę - mruknąłem i obserwowałem jak bierze widelec do ręki i nabija na niego kawałki usmażonego boczku. Uśmiechnąłem się lekko, szczęśliwy, że jednak dba o swoje zdrowie. Chociaż w mojej obecności.
- Zastanowię się nad tym zastrzeleniem - powiedział z pełnymi ustami.
- Jedz, nie marudź - zaśmiałem się i wyjrzałem za okno, by podziwiać ciemne ulice, rozświetlane tylko przez rozstawione niedaleko od siebie lampy. Westchnąłem cicho i odpłynąłem myślami gdzieś daleko. Z transu wybudziło mnie ciche "Dziękuję" i odsunięcie talerza bardziej na środek stołu. Uśmiechnąłem się lekko odpowiadając "Nie ma za co" i przywołałem kelnera by mu zapłacić. Uradowany wyszedłem z baru, przytrzymując drzwi Zach'owi i uniosłem brew pytająco. Ten tylko westchnął w odpowiedzi i znowu zaczął iść we wcześniej obranym kierunku. - Nie chcesz znowu się upić i strzelać gdzie popadnie, prawda? Bo tak jakby też jestem głodny, więc moglibyśmy pójść polować na kaczki. Może mają tak dobrej krwi jak ty, ale wiem, że ty mi nie dasz, a lepsze to niż nic, co nie? - zaśmiałem się i spojrzałem na niego błagalnie.

<Zachie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz