- No sorry nO, MÓWIŁEM NIE DAWAJ MI – jęknął, kładąc sobie głowę na moim ramieniu.
- Mogłem cię, kurna, zostawić za tą Biedrą. Poza tym, to raczej ty mi byś dawał – mruknąłem, usiłując podnieść się z kanapy – Czuję się jakbym był na haju, Jezu. Idę przemyć sobie szyję, zw
- Pomóc ci dojść? – spytał, ujmując mnie za łokcia. Spiorunowałem go wzrokiem.
- Sam sobie dam radę, z łapami czy bez – chwiejnym krokiem poszedłem w stronę łazienki, o mało co nie zabijając się o ten walony próg w przejściu. Po cholerę mi to było. A on coś tam jęczał jeszcze, żebym się nie utopił, czy coś. Środkowy fak nie mógł przestać normalnie chodzić. Praca na pełny etat, ta głupia gimbusiarska emotka z Twarzowej Książki. Plus znaczek z Vegety. Co ze mną jest, Boże. Ale jakoś udało mi się odkręcić kran. Może ten się chociaż na mnie nie rzuci. Wszystko co związane z białym jest niebezpieczne i chce cię zgwałcić, zapamiętać. A może Zenon nie chce tego zrobić. Może moja podświadomość chce to zrobić za niego. Znaczy zgwałcić chłopaka. Nie myślę za dobrze, geez. Ale jeśli tak jest serio i chcę go rozdziewiczyć!? Jestem na dragach, na pewno. Tego się nie da inaczej wytłumaczyć. pRZESTAŃ SIĘ NA MNIE TAK OSKARŻYCIELSKO PATRZEĆ, ZLEWIE. Ty masz z nim sojusz, ja to wiem. Nie będziesz mi wmawiał, że źle odczytuję sygnały. Mam rację, zamknij się. Nie krzycz na mnie do kurny. A jak go macnę to mi to przejdzie? Jeśli to kolejny ze zrytych snów i Zena tak naprawdę tutaj nie ma i wbiłem sam do domu Neza, sam wrypałem się do kałuży. Sam kupiłem sobie bekon? Nie, nie, inaczej by za mną gonili. Albo już się utopiłem w tym parku i umieram. Ja to później sprawdzę.
Robiąc zygzaka niczym to czerwone auto z telewizji, wszedłem do pokoju. On nadal tam siedział na kanapie. I obserwował ścianę. On też jest tynkologiem?
- Mam mokre włosy na dole – poprawiłem spodnie, siadając koło swojego towarzysza. Odpowiedział tylko inteligentne co.
- Normalnie, zachlapałem się – pokazałem na końcówki swojego super rudego fryzu, a on odetchnął głęboko – Tylko muszę coś sprawdzić – miał wytatuowane jeszcze większe co na tych plecach na łbie. Czole, no. I to stało się jeszcze większe, kiedy wpakowałem mu się na kolana
- Z-Zach, co ty wyprawiasz – rzucił niepewnie, nie wiedząc, co ma zrobić.
- Jeżeli tutaj mój sen się zerwie, to znaczy, że mam koszmar i cię nie ma – tutaj scena dwanaście plus, a dokładniej, cóż. Zmolestowałem jego usta własnymi. Długo. I tak cholernie fffffFFF
I nie obudziłem się, przez co przeżywałem właśnie zawał.
Z przerażeniem większym niż mój kOLEGA walnąłem się plecami na podłogę, zasłaniając dłońmi twarz. Słowem dzisiejszego wieczoru było kur*a.
Szkoda tylko że nogi nie chciały iść ze mną i zostały na biodrach skamieniałego Zena.
- tO NIE MOJA WINA, TO PRZEZ TEN BRAK KRWI, NIE MYŚLĘ OKEJ
< HALO TO JA >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz