- Co podpowiada ci, że wolę sztuczne od prawdziwego? - mruknąłem i schowałem twarz w dłoniach, nie mogąc dużej wytrzymać. Nie potrafię gadać o takich rzeczach, nie jestem tutaj od tego. Wypuściłem powietrze rozdygotany i spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. - Możemy pójść w mniej zboczoną alejkę? Wiem, że wszystko tu takie jest, ale nie wytrzymam tutaj dłużej - wydusiłem. Pociągnąłem go za rękę i wyprowadziłem go z niekomfortowej alejki. Cole zaśmiał się tylko, za co spiorunowałem go wzrokiem i uderzyłem lekko w brzuch.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie - zaśmiał się jeszcze głośniej i znowu przyczepił się do moich włosów. Zrezygnowany wysunąłem dolną wargę. Nie opłaca mi się nawet protestować, bo i tak będzie to robił.
- Możemy wyjść, ale skoczymy jeszcze nakarmić Alexandre'a - mruknąłem i wtuliłem głowę w jego dłoń. - Nasz syn jest ważniejszy od wyjścia. Nawet jeśli to mały wkurzający kot. Kocham kotki - dodałem jeszcze. No może nie bardziej od ciebie. Ty jesteś ważniejszy - chciałem dopowiedzieć, lecz zdążyłem się ugryźć w język.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz