-To imię mojego dziadka- skomentował. Natychmiast spoważniałam, odchrząkując i zakładając pasmo złotawych włosów za ucho. Wyciągnęłam z kieszonki plecaka telefon i go odblokowałam. Już zauważyłam kilka SMS-ów od nikogo innego jak Leonarda. Trzeba go kiedyś powiesić... Gdyby się tylko dało... Mimowolnie uśmiechnęłam się na myśl o wiszącym bracie w pokoju. -Z czego się śmiejesz?- usłyszałam głos rudego. Spojrzałam w jego stronę.
-Mój brat się pyta, czy cię odwieźć do domu- odpowiedziałam mu. Oczywiście Leo napisał wiadomość bardziej rozwiniętą i z obelgami wiadomość, jednak oczywiście większość pominęłam. -Jest już w sumie w drodze- powiedziałam. Zamyśliłam się chwilkę. -Chcesz coś z automatu?- zadałam pytanie, stojąc przed drzwiami sali obserwacyjnej.
-Kawę. Zwykłą- pokiwałam głową, po czym wyszłam. Podeszłam do automatu, wyciągnęłam odpowiednią ilość drobnych, po czym je wrzuciłam do środka. Ten Zacharie jest dziwny...a zwłaszcza te jego tatuaże na dłoniach. Wcześniej miałam wrażenie, że do mnie mrugają... Po kilku minutach wróciłam do płomiennowłosego z parującym plastikowym kubkiem w dłoni. Podałam ją rudowłosemu, który stał już na własnych nogach. -Telefon ci dzwonił- usłyszałam z jego strony, gdy brał w swoje ręce napój
-Zapewne Leo...- wyznałam, wkładając żelki, które kupiłam do plecaka i biorąc telefon do ręki. Zgadłam, już na wyświetlaczu mogłam zobaczyć napis "Śnieżka". Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. -H...-
-Czemu nie odbierasz?! Wiesz, jak ja się martwię?! Myślałem, że ten rudy cię zabił!- usłyszałam na "Dzień dobry". -Przepraszam- wyszeptał do słuchawki, zapewne jakaś babcia go zganiła. -To gdzie jesteście? Mnie nie chcą powiedzieć- powiedział, już dużo spokojniej.
-Leo, nawet gdyby mnie zabił, to ty byś się o tym pierwszy dowiedział, a potem sam byś go zabił- przewróciłam oczami, gdy po raz kolejny w życiu muszę mu przypominać o jego zdolnościach. Usłyszałam ciche potwierdzenie z jego strony. -A zresztą przenieśli go na obserwację, przecież ci pisałam- westchnęłam.
-Ale nie chcieli mnie wpuścić!- znowu krzyknął, po czym znowu przeprosił. Lekko się zaśmiałam. Rozłączyłam się z bratem, po czym odwróciłam się twarzą do Zachariego, który stał oparty o ścianę niedaleko mnie.
-Jak się czujesz?- zadałam mu pytanie. Popatrzył na mnie zaciekawiony. -Wybacz, że się martwię- westchnęłam. Zgarnęłam z krzesła plecak z łyżwami, po czym wyszliśmy z sali obserwacyjnej. Wtedy ktoś na mnie skoczył. Spojrzałam na swoje nogi i zauważyłam czarną, puchatą kulkę. -Ren!- zawołałam, biorąc szpica na rękę. Machał ogonem, jak szalony a język miał wystawiony. Przytuliłam do siebie czworonoga, który zaczął mnie lizać po uchu. W końcu postawiłam go na ziemię, a ten już pognał do rudowłosego, do którego teraz próbował się dostać na ręce. -Ren, zostaw go. Zapewne nie lubi takich miśków jak ty- skomentowałam zachowanie psa, lekko się śmiejąc.
<Zacharie? Wybacz, nie ma szejków. Teraz jest pies xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz