-Jeśli chodzi o Wigilię...- zaczęłam. Wzięłam głęboki wdech, by się znowu nie rozpłakać. -Myślę, że z tym kurczakiem byłby dobry pomysł, bo nie lubię karpia- lekko się zaśmiałam. Przypomniało mi się, jak rok temu Leo wmówił mi, że zamiast karpia zrobił kurczaka i zaczęłam go jeść. Gdy znalazłam pierwszą ość, przestałam wierzyć bratu odnośnie do jego gotowania... -Jednak trzeba zachować tradycję...- dokończyłam swoją wypowiedź, przymykając na chwilę oczy.
-Ja jednak wolałbym kurczaka- powiedział Zacharie. On jest niemożliwy... -Ale masz rację. Ten Pacan raczej nie pozwoli na coś innego... Nawet na krewetki...- westchnął.
-A wiesz, że Leoander ma bliźniaka?- spytałam go, lekko podnosząc głowę w górę, by spojrzeć na jego twarz. Tak jak myślałam, wyglądał teraz tak, jakby miał umrzeć. -Nazywa się Gabriell i jest bardzo podobny do Leo- bardziej wtuliłam się w tors chłopaka. -Tylko Gabe ma heterochronię, więcej kolczyków na twarzy, krótsze włosy i inaczej ułożone. Przynajmniej tak go zapamiętałam... Nie widziałam go od dwóch lat- westchnęłam. Momentalnie przypomniałam sobie czasy, gdy miałam dziesięć lat a chłopaki po piętnaście, gdy pilnowali mnie na placu zabaw. Huśtałam się na huśtawce, gdy nagle spadłam. Leo od razu do mnie podbiegł i zadawał milion pytań na sekundę, a Gabe miał mnie gdzieś i rozmawiał z jakąś przypadkowo spotkaną dziewczyną. Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam dźwięk tłuczone szkła i przekleństwo na tyle ciche, żebym mogła je usłyszeć. Znowu westchnęłam. -Może powinnam pójść się z nim pogodzić...- cicho powiedziałam, znowu odwracając głowę przodem do klatki piersiowej Zacha.
<Zacharie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz