Chłód. Chłód przenikający przez moje ubrania i skórę, aż do kości. Niemoc w poruszaniu się. Z trudem wzięłam głębszy oddech, wdychając mroźne, zimowe powietrze. Przez zamknięte powieki widziałam zupełną ciemność; była noc. Otworzyłam więc oczy i z cichym jękiem podniosłam się na łokciach. Przy drzewie siedział Nathaniel, z twarzą ukrytą w dłoniach. Po paru sekundach doszło do mnie, że jesteśmy w lesie. Nagie drzewa wyciągały swe gałęzie w stronę ciemnego, zachmurzonego nieba.
- Będzie padać. – wymamrotałam dwa pierwsze słowa, podciągając się do siadu. Poczułam zawroty głowy, tym razem niespowodowane trucizną, a zwykłym wyczerpaniem.
- Mhm. – odpowiedział, wzdychając cicho. Widziałam, że ma łzy w oczach. Czułam się tak, jakby ktoś zdzielił mnie w twarz.
- G-gdzie jest Megan? – zapytałam, czując, że z mojej twarzy jeszcze bardziej ulatują kolory. Nathaniel jedynie odwrócił wzrok. – N-nie.. Musimy po nią wrócić! – zawołałam, nagle wstając. Jakimś cudem udało mi się utrzymać równowagę, choć świat przede mną zawirował. Musiałam oprzeć się o drzewo, jednak nie chciałam rezygnować z tego zamierzenia.
[ Naaath? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz