24.5.17

Od Vivienne cd. Kamille

Przyjęłam od sprzedawczyni małą drożdżówkę, która miała zostać moim śniadaniem. Tydzień temu Snow wyjechał do innej części miasta w "pilnej służbie" (jestem pewna, że chciał się po prostu wyrwać z tej wyspy) i od tamtej pory nie ma kto mi gotować. No dobra, czasem może sobie upichcę jakieś spaghetti czy coś podobnego, ale należę do leni, jeśli chodzi o te czynności. Nudzi mnie stanie przed garami i czekać aż woda się ugotuje, mięso usmaży, czy warzywa puszczą soki. To okropnie nudne, tak samo łowienie ryb. Nic nie robisz, tylko siedzisz i milczysz. Ponoć to relaksuje, być może, ale po jakimś czasie staje się to tak okropnie nudne, że ja nie wytrzymuje, wrzucam wędkę do wody i zamieniając się w cień szukam ciekawszych zajęć.
Odwracając się w kierunku drzwi zauważyłam znaną mi fioletowowłosą dziewczynę, u której bardzo spodobała mi się ciemnia. Pewnie gdybym umiała wymusić uśmiech, teraz bym to zrobiła - na szczery mnie nie stać. Zamiast tego to ona posłała mi swój uśmiech i podeszła do mnie witając się. Także to zrobiłam. Podeszła do starszej pani prosząc o jakąś bułkę. Ja przez chwilę stałam jak ten słup soli w miejscu obserwując ją i zastanawiając się and czymś. Snow'a nie ma od tygodnia, przez co okropnie mi się nudzi, nie mam żadnego zajęcia; w końcu to on zajmował się zleceniami, ja je tylko wykonywałam. Teraz została mi tylko praca w gazecie, a jak na razie to w tym mieście nie dzieje się nic godnego uwagi. Może jednak by spróbować się z nią zapoznać? Stała by się dla mnie taką drugą deską ratunku, gdybym znowu miała tak okropnie nudne dni jak ten.
- Gdzie się wybierasz? - zapytałam kiedy kupiła już to, co chciała i kierowała się w stronę wyjścia, oczywiście przechodząc obok mnie. Na jej twarzy zauważyłam jeszcze raz ten wesoły uśmiech.
- To galerii. Moja koleżanka, ta Martyna którą poznałaś u mnie ma urodziny i mam się zając prezentami - wyjaśniła.
- Pójdę z tobą - oświadczyłam idąc w kierunku drzwi i nie czekając na jej decyzje. Kamille wyszła za mną i skierowałyśmy się do określonego budynku.
- A ty masz dzisiaj jakieś plany? - pokręciłam głową.
- Snow wyjechał tydzień temu i wróci gdy mus się to zamarzy, czyli za jakieś trzy tygodnie. Przez ten czas jestem pozbawiona jakichkolwiek ciekawych zajęć - powiedziałam chowając ręce do kieszeni, wpierw zgarniając małe kosmyki włosów z twarzy, które wyszły z warkoczy.
Weszłyśmy do galerii, w której roiło się od ludzi. Raptownie miałam ochotę zamienić się w cień i zniknąć, ale stwierdziłam, ze skoro sama zdeklarowałam się, że pójdę z Kamille, to teraz nie mogę stchórzyć.
- Czytasz książki? - spojrzałam na nią, a ona od razu zaczęła mi tłumaczyć, że zastawia się nad kupnem jakiejś dla tej swojej koleżanki jakiejś ciekawej książki, ale problem polegał na tym, że nie wiedziała, jakiej ona jeszcze nie ma.
- Rzadko czytam - odpowiedziałam. - Znudziły mnie szczęśliwe zakończenia, a tych złych nikt nie pisze. Ale jestem na bieżąco i mogę ci pokazać jakie zostały wydane w ostatnich dniach - zaproponowałam. - Potem sama zdecydujesz czy się opłaca - dodałam czując na sobie wzrok wielu ludzi.

<Kamille?>

21.5.17

Od Kamille CD Vivienne

Minęły prawie dwa tygodnie od tego dnia, w którym zostałam nieźle skopana przez czarnowłosą dziewczynę. Ciekawe co u niej... Właśnie, ja nawet nie wiem, ile ma lat, o tym jej przyjacielu nie wspominając. Dodatkowo oprócz jej imienia oraz miejsce zamieszkania nie mam, jak się z nią skontaktować. Westchnęłam, podstawiając do ekspresu filiżankę i naciskając odpowiedni przycisk, by wlała się do niej kawa. Odchyliłam głowę do tyłu, przymykając oczy. Ale bym sobie pobiegała po lesie... Pokręciłam przecząco głową, wracając do porannej kawy. Nie mogę tak zmarnować soboty, muszę kupić Martynie prezent. Niedługo ma urodziny, o których nigdy nie pamięta. Alex z Felixem mają załatwić miejsce świętowania, razem z dekoracjami i gośćmi, a ja mam kupić od nich prezent, jak i od siebie oraz załatwić tort. Wzięłam filiżankę w dłoń, przystawiając ją do ust i biorąc sporego łyka aż tak niegorącego napoju. Oddaliłam naczynie od warg, krzywiąc twarz w grymasie obrzydzenia. Nienawidzę kawy, jednak potrafi ona dać porządnego porannego kopa. Otrząsnęłam się, drapiąc po głowie i przechodząc do sypialni. Przeszłam obok rozwalonego łóżka do komody, otwierając ją, wyciągając bieliznę, mój ulubiony szary sweter z różowymi wzorkami, czarne dżinsy z dziurami na kolanach i szare stopki. Dosyć szybko się przebrałam, chowając przednią część swetra w spodnie i powoli człapiąc stopami do wyjścia. Mijając próg, natychmiastowo skręciłam w lewo, wchodząc do łazienki z lustrem i wanną. Podeszłam do umywalki, najpierw myjąc ręce. Potem zajęłam się takimi sprawami jak mycie zębów, twarzy, smarowania jej, a na końcu i malowania. Schowałam balsam truskawkowy do kieszeni dżinsów, chwytając w dłonie czarno zieloną szczotkę. Teraz pora na najgorsze... Pierwsze pociągnięcie bolało. Drugie, również. Po jakiś stu pociągnięciach odłożyłam przedmiot na swoje miejsce, przygładzając włosy dłońmi. Koniec... Nienawidzę czesać rano włosów, zawsze mam strasznie kołtuny. Wyszłam z łazienki, stojąc na środku przedpokoju, jak i całego mieszkania. Dobra... Koty nakarmione, choć powinny jeszcze spać. Mogę się zbierać... Obróciłam się przodem do szafki, chowając leżący na niej telefon do kieszeni, po czym założyłam swoje czarne trampki przed kostkę. Chwyciłam jeszcze swoją wiszącą czarną torbę na ramię i wzięłam w końcu klucze od mieszkania, którymi potem je zamknęłam. Zjechałam windą na parter, wychodząc z klatki i kierując się w lewą stronę, gdzie znajdował się przystanek autobusowy. Zdążyłam w porę, gdyż razem z moim dojściem pojazd wyjechał zza zakrętu. Wsiadłam do środka, zajmując stojące miejsce przy urządzeniu do kasowania biletów. Wyjęłam z kieszeni telefon, podłączając do niego słuchawki douszne, które wyjęłam z torby, po czym włożyłam sobie jedną słuchawkę w ucho, puszczając sobie jakąś rockową piosenkę. Po parunastu minutach wysiadłam z autobusu na przystanek znajdujący się kilkanaście metrów od dużego centrum handlowego. Spojrzałam na drugą stronę ulicy, gdzie znajdowała się piekarnia, z której właśnie wychodziła jakaś pani z bagietką w dłoniach. Jak na zawołanie brzuch mi zaburczał, śmiało oznajmiając, że jest głodny. Czyli śniadanie z piekarni, no spoko... Potem zajdę do tego centrum. Może coś znajdę dla Martyny? Uszczęśliwiłaby się, gdybym dała jej najzwyklejszą na świecie książkę, jednak... Skąd mam wiedzieć, jakiej nie ma? Ona ma ich z tysiąc! Głęboko westchnęłam, otwierając drzwi do ciastkarni i spotykając się ze wzrokiem czarnowłosej dziewczyny w warkoczach. Vivienne?

<Vivienne? xd>

18.5.17

Od Vivienne cd. Kamille

W nocy miałam dziwny sen. Stałam na jakimś klifie ubrana w czarną żałobną suknię, którą próbował zerwać wiatr wiejący jednocześnie w moją twarz i przyprawiający mnie o łzy. Słyszałam szum wody, ale przede mną nie rozciągało się morze. W pewnym momencie woda zamieniła się w odgłos jadących samochodów. Widziałam ulicę ciągnącą się od horyzontu, aż pod moim klifem. Samochody jeździły w oszałamiającym tempie, jakby obserwowała świat w przyspieszeniu. Omijały jednak środkową część, jakby zaraz miała ona zniknąć. Ale zamiast tego pojawił się duży biały wóz. Nagle wyrzucili z niego kobietę ubraną w granatowy strój o fioletowym włosach. Najpierw ją kopnęli, a ona chociaż próbowałam, nie mogła nic zrobić, bo była związana. W pewnym momencie jeden z nich wyjął broń i posłał kulkę w jej głowę. Usłyszałam krzyk, myślałam, że to ona przez tym, jak straciła swoje życie. Ale to nie była ona, tylko ja. Krzyczałam, kiedy poczułam przeszywający ból od pocisku w miejscu, gdzie jest serce.
- Vivienne! - i nagle woda zleciała na moją twarz. Od razu się podniosłam do siadu próbując się przewrócić, ale zamiast tego uderzyłam czołem o coś metalowego, a następnie usłyszałam głuchy śmiech stłumiony przez szumienie w uszach. - Kolejny sen proroczy? - poznałam głos, ale zanim spojrzałam na Snow'a obejrzałam się. Leżałam w wannie, oczywiście bez ubrań. Westchnęłam zrezygnowana, po czym wyszłam stamtąd. 
Chłopak zawsze to robił w takim przypadkach. Kiedy nie mogłam się obudzić, wrzucał mnie do wanny i oblewał twarz wodą na pobudkę. Twierdził, ze łóżka nie ma zamiaru moczyć, bo wie, że to on będzie musiał to posprzątać. A naga byłam dlatego, że wczoraj mu się zachciało bzykać. Musiał mnie obudzić, bo kiedyś zdarzyło się tak, że sen o mało co mnie nie zabił - tak jak w tym przypadku, ból przeszywający moje serce od pocisku mógł mnie zabić na prawdę, chociaż lekarze by stwierdzili, że był to zawał albo bezdech. 
Opowiedziałam mu o moim śnie, kiedy robił herbatę. Pokiwał spokojnie głową i usiadł na przeciwko mnie.
- To może dlatego, że na nią polują? - spojrzałam na niego zdziwiona nie rozumiejąc o co mu chodzi. Polować moją łowcy, kłusownicy... wszyscy? Ale dlaczego na nią? - Jest wilkołakiem - powiedział.
- Skąd wiesz?
- Bo też nim jestem - powiedział to takim tonem, jakby ta informacja była najoczywistsza na świecie, jak to, że słońce jest gorące. - Nie zbyt pamiętam, praktycznie w ogóle, co się działo podczas pełni. Ale jej zapach kiedy się pojawiła był mi znany. Do tego wilkołak potrafi wyczuć wilkołaka, chociaż ona nie pachniała dokładnie jak on. Tak jakby była wilkiem lub innym wilczym stworzeniem - wytłumaczył.
- A kto na nią poluję? - wzruszył ramionami. - To czemu to sugerujesz? - czajnik zagwizdał, a chłopak wstał, aby zaparzyć herbaty.
- Po części zgaduje. Ostatnio zauważyłem, że łowców bardzo ciekawią wilkołaki, a jeszcze bardziej wilczopodobne stworzenia - skinęłam głową i zaczęłam pić w spokoju herbatę. - Tylko pamiętaj, że jesteś stworzona do mordowania, nie do bronienia.
- Skąd wiesz, że będę chciała ją bronić? Poradzi sobie, to nie mój problem.
- Ale myślisz co innego.

<Kamille?>

14.5.17

Od Kamille CD Vivienne

- Dziwna jakaś... - wyznał Alex, wchodząc do mojego salonu. -Lie! Tobio! Tęskniliście za wujkiem? - po całym mieszkaniu rozniósł się głos jednego z bliźniaków. Maniak małych kotów... Pewnego dnia mi je normalnie zgwałci. Na samą myśl o tym, dreszcz przeszedł po moim ciele. Popatrzyłam na Felixa, który zawiedziony wpatrywał się w podłogę, gdzie Martyna poszła za jego bratem. Położyłam dłoń na jego prawym ramieniu, klepiąc go po nim.
- Nie martw się, ona taka jest. Plus nie jest w twoim typie - próbowałam go pocieszyć. Ten podniósł głowę wyżej, patrząc na mnie...dosyć...dziwnym wzrokiem. Jednak zaraz potrząsnął głową, prostując się i tym sposobem przypominając mi, jaki to on wysoki. Założyłam włosy za ucho, kierując się w stronę kuchni.
- Tak właściwie, to po co przyszliście? - spytałam, opierając się o blat kuchenny. Felix poszedł za mną, więc na szczęście nie musiałam krzyczeć.
- Bo był ktoś u ciebie, nie? - spytał, sięgając dłonią obok kranu do koszyka z owocami i chwytając czerwone jabłko. Skinęłam głową, patrząc za okno na kałuże przed blokiem. Kątem oka spojrzałam, jak Martyna wychodzi zza zielonookiego.
- Bliźniaki myśleli, że wróciłaś do Evona i mieliście upojną noc. Dlatego nie przyszłaś na zajęcia- na końcu przewróciła oczami. Już na sam dźwięk jego imienia spojrzałam na Felixa złowrogim spojrzeniem. Gdy dziewczyna skończyła mówić, ja jeszcze zawołałam do siebie Alexa, który stanął na korytarzu, w ramionach trzymając Tobio. Machnęłam ręką w stronę bliźniaków, by się do mnie przybliżyli, co zrobili z lekkimi obawami. Obojga pstryknęłam palcami w czoło, mierząc ich wzrokiem i chcąc ich zabić.
- Mówiłam już wam. Ja i Evon to koniec, finito. Mimo tego, że czasem próbuje się do mnie dodzwonić, ja nie odbieram, a wszelkie jego podstępy przewiduje. Zbyt długo go znam, by się nabrać na takie sztuczki, jak wypad jego statkiem po oceanie, czy krótka wycieczka do Stanów - wyjaśniłam, na sam koniec biorąc głęboki wdech. Pomyśleć, że go kochałam... Ale to przeszłość, stare dzieje!
- Tak właściwie, Kamille... - usłyszałam po swojej prawicy głos Martyny. Spojrzałam na nią zaciekawionym spojrzeniem. - Co ci się stało w twarz? Teraz dopiero zauważyłam. Jest sina i pulchniejsza niż zwykle... Plus jesteś w większości brudna... - zaczęła mówić. O cholera... Resztę czasu w towarzystwie dziewczyny i bliźniaków spędziłam na całkowitym ogarnianiu się na jutrzejszy dzień, w którym oprócz wykładów miałam również zmianę w kawiarni.

<Vivienne?>

8.5.17

Od Vivienne cd. Kamille

Podeszłam do komody, na której leżał aparat. Wzięłam go do ręki i zajrzałam na mały ekranie. Zdjęcie idealne, bynajmniej dla takiego amatora jak ja; rudy i biały kot obok siebie, spali i wyglądali dosyć uroczo, ale to i tak nie zmieniło faktu, że nienawidzę tych zwierząt. Tyle dobrego, że tylko kotom tej dziewczyny nie życzyłam śmierci w postaci wrzucenia do worka bez tlenu i wrzuceniu ich do jeziora.
Odgłos otwieranych drzwi zwrócił moją uwagę. Podniosłam głowę i położyłam aparat na miejsce. Wychyliłam się zza ściany i zauważyłam trzech ludzi wchodzących do mieszkania. Miałam zamiar zniknąć i się stąd ulotnić, nienawidziłam tłumów; tak, dla mnie tłum zaczyna się od trzech ludzi z wyż. Niestety chłopak stojący między dziewczynami pierwszy mnie dojrzał i wydał z siebie dziwny jęk. Ugh... ale dziecko.
- Hej, Felix jestem – wyciągnął w moim kierunku dłoń. Wyszłam zza ściany ukazując się w całej postaci i patrząc na obcego, a potem na jego rękę. Nie chciałam go dotykać i nie chodziło mi tu o jakiejś tam choroby w mojej głowie czy coś podobnego, po prostu nie chciałam i tyle. W moim życiu wystarczył mi jeden frajer, a zarazem morderca. Po co drugi dzieciak do zawracania mi du*y?
- To Vivienne – Kamille wkroczyła do akcji widząc jak się hamuję przed podaniem mu ręki. - Vivienne, to Felix, Alex i Martyna - przedstawiła mi swoim znajomych... jak ona ich nazwała? A tak, przyjaciół... Nie ważne, nie będę nad tym rozmyślać. 
Każdy z nich się ze mną przywitał, a Felix w końcu zrezygnował z uciśnięcia mojej dłoni. W duchu mi ulżyło, ale byłam okropnie spięta; na szczęście nie było tego widać. Poznałam nawet fajną dziewczynę, a tu wparowują jacyś obcy mi ludzie i wszystko przerywają. Spojrzałam za okno, dalej padało, ale to nie było ważne.
- Będę już do siebie wracać - powiedziałam kierując się w stronę drzwi. Przecież na wszystkich oczach nie będę znikać niczym duch, prawda?
- Przecież jeszcze pada - wskazała na okno, ale ja wzruszyłam ramionami.
- Lubię deszcz - powiedziałam dalej kierując się w stronę wyjścia.
- Ej no, nie pesz się - usłyszałam głos Felixa. - Zostań z nami, im więcej osób, tym raźniej - uśmiechnął się szeroko kiedy się na niego spojrzałam jak na totalnego debila. Nie lubiłam takich ludzi; takich optymistycznych i miłych dla wszystkich oraz takich, którzy chcą poznać każdego człowieka na świecie. To mi się kojarzy jedynie z bólem i odrzuceniem, przecież w końcu trafisz na kogoś, kto cię bardzo skrzywdzi, prawda? Byłam ciekawa, czy on już na takową osobę trafił, a jeśli nie, będę pierwsza. 
- Chyba podziękuje - uśmiechnęłam się sarkastycznie wychodząc z jej domu. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi zamieniłam się w cień i wróciłam do domu. Przeszłam przez prób po paru sekundach. Snow leżał sobie wygodnie na kanapie i zajadał się lodami oglądając te durne wiadomości, których ogromnie nienawidziłam. Nigdy nie należałam do polityków, wręcz przeciwnie; nienawidziłam ich. Co mnie obchodzi jakaś kłótnia między jakimiś władcami? Ja tu mam swoje własne sprawy i muszę się nimi zająć, aby żyć. 
- I jak było? - zapytał chłopak nie odrywając wzroku od baby mówiącej za jakimś biurkiem i opowiadającej o jakiejś wymianie handlowej.
- Nie cierpię ludzi, ale ona może być - wzruszyłam ramionami siadając obok i chwytając pilot. Automatycznie przełączyłam, on nie protestował, wiedział, ze to zrobię. 
- Dobra, to za nim się zakochasz zrób mi dobrze - odłożył lody i wpił się w moje usta. Choler*y dupek. Dobrze, ze chociaż sam się odpłaca i nie muszę się upominać. 

<Kamille?>

Od Kamille CD Vivienne

Westchnęłam, zaczesując ręką włosy do tyłu.
- Chyba jakieś praktyczne, nie wiem, nie znam się zbytnio. Wiem jednak, że dwa razy na miesiąc losujemy tematy z kapelusza, robimy zdjęcia na wylosowany temat, a potem pokazujemy je na forum klasy. Tak to mniej więcej wygląda... - wyjaśniłam jej. Patrzyłam, jak bierze w dłonie to kolejne fotografie, uważnie je oglądając.
- I jaki miałaś temat? - spytała, nie odrywając wzroku od owoców mojej pracy. Złapałam się za podbródek, patrząc na zdjęcia, akurat adekwatne do tematu.
- Bezdomność... - szepnęłam, odwracając wzrok od widoku ludzi w szmatach, siedzących na chodniku. Vivienne westchnęła, chowając wszystkie fotografie do teczki, po czy mi ją podając. Wzięłam od niej przedmiot, kierując się w stronę wyjścia z ciemni. - Chodź, zrobimy tak jak wcześniej, że szybko zaraz za mną wyjdziesz - powiedziałam do niej, już kierując dłoń w stronę wyłącznika światła.
- Już idziemy? - spytała czarnowłosa. Czy ja usłyszałam niezadowolenie z jej strony? Szczerze się zaśmiałam, kręcąc głową na boki.
- Jeszcze tu przyjdziemy, jak chcesz - odpowiedziałam, przymykając oczy i odwracając się twarzą w stronę drzwi. - Może nawet nauczę cię, jak się zdjęcia wywołuje... - powiedziałam pod nosem. Zaraz potem włożyłam klucz w drzwi, przekręcając zamek i go wyciągnęłam. Znowu skierowałam dłoń w stronę wyłącznika, wciskając go i zgaszając czerwone światło, przez co znowu było zupełnie ciemno. Pociągnęłam drzwi do siebie, szybko wychodząc z pokoju, a czarnooka poszła za mną. Po zamknięciu ciemni na klucz i zostawiając go w drzwiach, przeszłam do swojej sypialni, by odłożyć cenną dla mnie teczkę. Położyłam ją na komodzie, zaraz zabierając z niej aparat. Włączyłam go, idąc w kierunku tym razem salonu. Spojrzałam na narożnik, na którym kotki smacznie sobie drzemały. Na moje szczęście, jeszcze się nie obudziły, tylko Lie zastrzygł uszami. Przyłożyłam obiektyw do twarzy, szukając odpowiedniej pozycji do zrobienia zdjęcia.
- Co ty robisz? - usłyszałam obok siebie głos Vivienne. Uciszyłam ją, machając w jej stronę dłonią.
- Ciszej. Zdjęcie im robię - powiedziałam jej, ostatecznie stając na palcach. Przybliżyłam kamerę, ujmując ich zwinięte puchate ciałka. Cyknęłam im fotkę jeszcze przed tym, jak Tobio nagle podniósł swoją głowę. Wstrzymałam oddech, mając nadzieję, że nie widać tego. Wtedy nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Oddaliłam głowę od aparatu, patrząc w stronę wyjścia z mieszkania.
- Kogo tu niesie... - westchnęłam, mijając czarnowłosą, odstawiając przedmiot na szafkę w przedpokoju i podchodząc do drzwi, by spojrzeć przez wizjer. Zdziwiłam się i skamieniałam jednocześnie, gdy zobaczyłam, że po drugiej stronie stoi Martyna z Alexem i Felixem. Cicho przeklęłam pod nosem, oddalając się od ich widoku. I co zrobić... Vivienne dalej jest u mnie i nie jestem pewna, czy będzie zadowolona z ich wizyty, jednak oni wiedzą, że jestem w domu... Dodatkowo nadal nic nie zrobiłam z sobą, po tym ciężkim dniu. Jak na zawołanie, brzuch, w który o wiele wcześniej kopała dziewczyna, się odezwał, przeszywając mnie bólem. Sfrustrowana złapałam za zamek w drzwiach, przekręcając go, by im otworzyć.

<Vivienne?>

7.5.17

Od Vivienne cd. Kamille

Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu, które jedynie rozjaśniało czerwone światło, praktycznie takie samo, jak w fabryce, w której wystąpiła awaria zabrania prądu. Na górze wisiało parę lin, a na niektórych były przyczepione zdjęcia, w których ledwo co widziałam cokolwiek. Kamille odpowiedzi nie otrzymała, bo uznałam, że nie była potrzebna. Nie mam nic ciekawszego do roboty, nie czuje potrzeby opuszczenia jej, tego domu, a tym bardziej ciemni, która strasznie mi się spodobała. I nie ze względu na jakieś tam zdjęcia, osobiście ich nie znoszę. Zawsze, gdy ktoś próbował mi cyknąć zdjęcie, uciekałam, a Snow'a zawsze biłam. Po trzecim siniaku dał sobie spokój, ale podszedł mnie inaczej zdobywając jedno wspólne zdjęcie, które dureń oprawił w ramkę i zawiesił na ścianie. Założyłam się z nim, że wypije więcej alkoholu od niego, ale to on wygrał. Okazało się, że wilkołaki mają lepszy organizm niż u człowieka, dlatego mógł przyjąć o wiele więcej napoju niż ja. Pewnie gdybym o tym wiedziała, nie zgodziłabym się. Zdjęcie zrobił na tle lasu, swoim telefonem. Objął mnie, kazał się uśmiechnąć, ale ja jedynie pozbyłam się wzroku mordercy, a potem zdjęcie pojawiło się na jego ścianie. Kiedyś je zniszczę. 
Ten pokój podobał mi się dlatego, że było tu ciemno, a słowo "ciemnia" idealnie pasowało do tego wszystkiego. Uwielbiałam miejsca, w których nie było światła, nawet ten czerwony blask mi nie przeszkadzał, po części także tutaj pasował. Oczywiście nic nie powiedziałam na ten temat, ale nie zdziwiłabym się, gdybym często tutaj się pojawiała. Mało jest takich miejsc, najczęściej trzeba czekać do nocy, a tutaj ciemność trwa dwadzieścia cztery godziny na dobę. Cudownie!
- Jakie to zdjęcia? - zapytałam po dwóch minutach rozglądania się. 
- Znajdują się one w teczce "Na studia" - odpowiedziała przeglądając drugą cześć pokoju. W ciszy oglądałam zdjęcia, na których było coś widać i muszę przyznać, że skubana ma talent. Ja nigdy w życiu nie potrafiłam robić zdjęć, a gdy ktoś mnie prosił, oświadczałam wpierw, że jestem beznadziejnym fotografem, cykałam jedno byle jakie, a potem odchodziłam za nim bym usłyszała, jakie jest okropne. A wiem, że takie jest, ponieważ osoby musiały prosić innych o kolejne, lub same je poprawiały. 
Na jednych znajdowały się zwierzęta, na drugich krajobrazy łąk, lasów, czy nawet domów. Niektóre zdjęcia przedstawiały wizerunki jakichś ludzi. Przewracałam zdjęcia w rękach starając się ich nie zniszczyć, kiedy dotknęłam jakiegoś papieru. Odsunęłam leżące na przedmiocie zdjęcia i zobaczyłam kremową teczkę z napisem "Na studia". Za nim powiedziałam o tym Kamille, otworzyłam ją i obejrzałam co jest w środku. W tym momencie obok mnie pojawiła się dziewczyna.
- Znalazłaś - powiedziała z lekkim uśmiechem i jakby ulgą.
- Leżała pod innymi zdjęciami - nie przestawałam otwierać teczki. - Co to za zdjęcia? - zapytałam oglądając każde po kolei.

<Kamille? Wybacz, mały brak czasu>

2.5.17

Od Kamille CD Vivienne

Powoli się uspokajałam, wycierając palcami łzy, które zebrały się w kącikach moich oczu. Zabawna jest...
- Zgaduję, Vivienne, że oprócz Snowa nikt nie był twoim przyjacielem - powiedziałam, na końcu biorąc głęboki wdech. Ta fuknęła coś pod nosem, opierając podbródek na dłoni. - Racja, przyjaźń moja, Martyny, Alexa i Felixa nie jest darmowa, jednak oprócz popularności w szkole, którą obdarujemy siebie nawzajem, nasze uczucia są szczere. Zwłaszcza że ja i Martyna znamy się już dobre cztery lata i zawsze była jak moja druga matka - wyjaśniłam jej, lekko się uśmiechając. Martyna zawsze taka była, już od dnia, w którym się poznałyśmy, a było to na rozpoczęciu roku szkolnego w liceum. Nie wiedziała, gdzie znajdowała się jej klasa, a gdy powiedziałam jej, że jestem w tej samej, od razu postanowiła, że się zaprzyjaźnimy. Wtedy jeszcze miałam problemy w rodzinie, więc na początku byłam trochę dla niej chłodna, więc to dziwne, że wytrzymała tyle czasu, aż się sama ogarnę. Dodatkowo jeszcze te momenty, gdy się o mnie szczerze martwiła. Ach te wspomnienia...
- Pokręcone to - stwierdziła Vivienne, odchylając się na krześle i przystawiając kubek do ust. Cicho się zaśmiałam, sama upijając herbatę w swoim ulubionym kubku. Lekko się zdziwiłam, gdy nie poczułam żadnego płynu wlewającego się do mojej buzi. Zawiedziona odstawiłam naczynie do zlewu, wychodząc z kuchni, przechodząc do pokoju obok. Pora w końcu się zabrać do pracy... Zrobiłam jeszcze dwa kroki w tył, chcąc zobaczyć, co robią moje kociaki. Tobio i Lie grzecznie leżeli na kocyku, zwinięci w dwa małe kłębki. Uroczy widok, muszę później zrobić im zdjęcie. Powróciłam do kuchni, patrząc na czarnowłosą z kubkiem w dłoni.
- Chcesz coś zobaczyć? - spytałam ją, patrząc, jak powoli wstaje od dosyć małego stolika. Dziewczyna spojrzała na mnie wyraźnie zaciekawiona. Kiwnęłam głową, by do mnie podeszła, gdzie sama zaraz wróciłam do dębowych drzwi. Usłyszałam dźwięk odstawianego naczynia od zlewu, po czym ujrzałam głowę Vivienne wystająca z kuchni. Delikatnie przekręciłam kluczyk znajdujący się w zamku, łapiąc za klamkę, jednak spojrzałam jeszcze w czarne oczy mojej koleżanki.
- Tylko szybko za mną wejdź, nie powinno tam być w ogóle światła - poleciłam jej, na co ta skinęła lekko głową. Pociągnęłam klamkę w dół, otwierając drzwi na tyle szeroko, bym mogła spokojnie się między nimi przecisnąć. Za mną zaraz weszła czarnooka, a ja szybko za nią zamknęłam. Wcisnęłam przełącznik światła na ścianie, przez co w pokoju zaraz rozbłysło czerwonawo światło. Uśmiechnęłam się, spoglądając na Vivienne.
- Co to jest? - spytała, spoglądając na mnie. Szerzej się uśmiechnęłam, stojąc przed nią i rozkładając ręce na boki.
- Witaj w moim królestwie! - zawołałam, śmiejąc się przy okazji. Zauważyłam, jak jedna brew dziewczyny idzie trochę wyżej. Westchnęłam, lekko się garbiąc. - A tak serio, to moja domowa ciemnia. Nie jakaś profesjonalna, jednak jest mi potrzebna na studia. Muszę na jutro przynieść kilka zdjęć, które robiłam w zeszłym tygodniu, jednak nie do końca pamiętam, gdzie je położyłam. Chcesz mi pomóc? - zaczęłam mówić, na końcu pytając się jej. Za ten czas, czarnowłosa rozglądała się po pokoju. Gdy usłyszała moje pytanie, przeniosła wzrok na mnie, otwierając usta, by coś powiedzieć. Jeśli zaprzeczy, to i tak mi pomoże, nie ma opcji. Na półkach ma trochę dużo albumów, jak i segregatorów. Zamknęłam drzwi na klucz, więc raczej nie powinna stąd wyjść. Chyba że zamieni się w ten dziwny cień...

<Vivienne?>